Kryjówki Żydów po „aryjskiej stronie”: typologia
Gdzie Żydzi ukrywali się po „aryjskiej stronie” podczas Zagłady? Ukrywali się samotnie czy grupowo, samodzielnie czy ze wsparciem z zewnątrz? Czym jest kryjówka? Co charakteryzuje tego typu przestrzenie, gdzie i przez kogo były budowane, jak oddziaływały na zmysły swoich mieszkańców? Czy kryjówka, która z definicji jest miejscem o charakterze tymczasowym, mogła zastąpić dom osobom ukrywającym się? Przeczytaj opracowanie dr Marty Cobel-Tokarskiej o typologii i charakterystyce kryjówek Żydów z okresu Zagłady. Tekst jest częścią zakładki tematycznej Żydzi ukrywający się po „aryjskiej stronie”, w której szczegółowo i wieloaspektowo omawiamy ten kontekst Zagłady.
Spis treści
- Czym jest kryjówka? Definicja przestrzeni ⇩
- Kryjówki tymczasowe i długoterminowe ⇩
- Kryjówki samodzielne i wspomagane ⇩
- Topografia ukrywania się Żydów: miasto – wieś – ziemia niczyja ⇩
- Kryjówki samotne – kryjówki grupowe ⇩
- Ciało i dotyk. Indywidualne doświadczenie kryjówki ⇩
- Podsumowanie: kryjówka jako dom ⇩
Podczas Zagłady dla Żydów istniały w zasadzie trzy drogi ocalenia życia: ucieczka z terenów objętych okupacją niemiecką, zdobycie fałszywych dokumentów tożsamości lub ukrycie się po tzw. aryjskiej stronie. Żydzi, którzy wybrali drogę ukrywania, znaleźli się nagle w przestrzeniach ograniczonych pod względem fizycznym, społecznym i symbolicznym. Mimo wszystkich swoich ograniczeń mogły one stać się dla prześladowanych ludzi zastępczym domem. Aby w pełni przybliżyć świat kryjówek na terenie okupowanej Polski, przedstawię najpierw ich typologię i charakterystykę, a następnie omówię indywidualne zmysłowe doświadczenie takich miejsc. W niniejszym opracowaniu chciałabym także zwrócić szczególną uwagę na wątek leśnych kryjówek, które tak mocno kojarzą się z obrazami uchodźców i uchodźczyń błąkających się dziś (październik 2021 r.) w lasach przy granicy polsko-białoruskiej. Wstrząsające jest nałożenie współczesnych wydarzeń na historyczny kontekst, i uświadomienie sobie, że dziś – ponad 75 lat po wojnie – w polskich lasach z zimna i wycieńczenia umierają ludzie.
„Chowamy się w lesie kilka dni. Nie mamy nic do jedzenia, ledwie uciekliśmy z życiem, boso. Nie możemy spać z zimna, tulimy się do siebie. Ja do dzieci, dzieci do mnie, ale nie możemy spać. Zbieramy pozostałe w lesie jagody i borówki. Nie jest to sycące jedzenie. Nikt się nie skarży, ale widzę, że moje dzieci giną z głodu, a nocą z zimna”, pisała Rywka Potasz podczas ukrywania się podczas Zagłady w okupowanej Polsce.
Czym jest kryjówka? Definicja przestrzeni
Słownik języka polskiego podaje następujące wyjaśnienie słowa „kryjówka”: „miejsce bezpiecznego ukrycia czegoś; miejsce, w którym ktoś się ukrywa, skrytka, schowanko, schronienie”. Czasownik „kryć się”: „przebywać w ukryciu, chować się, aby nie być widzianym; szukać schronienia, usuwać się z miejsca zagrożonego lub niewygodnego”. Ukrywać się: „1. schować się; 2. znaleźć schronienie, kryjówkę gdzieś, usunąć się z miejsca zagrożonego”.
„Kryjówka” to zatem miejsce, które z założenia miało być bezpieczniejsze niż zewnętrzny świat, i w którym człowiek miał pozostać niewidoczny dla ludzi będących dla niego zagrożeniem.
Każdy ukrywający się Żyd mógłby opowiedzieć historię swojej tułaczki i bezdomności podczas okupacji niemieckiej, opisując miejsca, w których czekał na ocalenie. Każda z tych opowieści mogłaby być zupełnie inna, tak jak różne i nieporównywalne były losy poszczególnych osób. Aby uporządkować tę rzeczywistość, można zastosować typologię według wybranych kryteriów, opisując kryjówki jako tymczasowe i długoterminowe; samodzielne i wspomagane; w mieście, na wsi i na „ziemi niczyjej”; samotne i grupowe.
Kryjówki tymczasowe i długoterminowe
Kategoria ta została wyróżniona na podstawie kryterium planowanego czasu przebywania w kryjówce. Tymczasowa to taka, w której chowano się na czas, aż minie bezpośrednie zagrożenie, wybierana pod wpływem chwili. Można nazwać je także kryjówkami improwizowanymi bądź przypadkowymi, znajdowano je instynktownie. Czas pobytu w kryjówce tymczasowej, oczekiwanie, aż można będzie wyjść, mogły przeciągnąć się ponad dobę, jednakże nie planowano w niej noclegu. Pobyt liczony był raczej w godzinach niż w dniach. Natomiast kryjówki długoterminowe to miejsca, w których planowano pozostać dłużej, nocować. Czas ten mógł przeciągnąć się do miesięcy, a nawet lat. Plan pobytu w kryjówce długoterminowej wiązał się zazwyczaj z ustaleniem zasad, zgromadzeniem zapasów, przystosowaniem pomieszczenia.
Kryjówki tymczasowe znajdowano w momencie ogromnego strachu, napięcia nerwów i uwagi. Były to miejsca często nieprawdopodobne, niewygodne, nieprzystosowane do tego, by mogła tam przebywać żywa istota. Czasem w funkcji tymczasowej kryjówki występowało miejsce niemal w ogóle nie ukryte przed wzrokiem innych – jednak w danej chwili jedyne możliwe. Takie kryjówki to przede wszystkim schowki w czasie akcji wysiedleńczych w gettach. Najwięcej przykładów można znaleźć w relacjach i wspomnieniach z getta warszawskiego; są to opisy improwizowanych kryjówek w czasie tzw. wielkiej akcji likwidacyjnej (lipiec–wrzesień 1942 r.). Ale z kryjówek takich korzystano nie tylko podczas akcji w getcie. Często taka przestrzeń była przystankiem w drodze uciekinierów z getta lub ośrodka zagłady, poszukujących trwałego schronienia lub oczekujących na „aryjskie papiery”. Ignacy Bierzyński-Burnett po ucieczce z obozu pracy przymusowej w Bliżynie przybył 16 grudnia 1943 r. z kolegą do Warszawy, by spotkać znajomego:
„Gdy znaleźliśmy się na podwórzu, przed sobą ujrzeliśmy budynek, w drugim końcu podwórza ogromny śmietnik i za nim tablicę, oznaczającą ustęp. Była to typowa, duża kamienica warszawska. Nie zastanawiając się, weszliśmy do ustępu, gdzie po lewej mieścił się pisuar, dawno temu pomalowany na czarno. Nad nim znajdowała się wnęka, na wysokości prawie dwu metrów, z jedynym na cały ustęp oknem. W tej wnęce, skuliwszy się, Staszek spędził swą pierwszą noc w Warszawie. Później jeszcze kilkakrotnie używał tego miejsca. [...] W ustępie były 4 kabiny, oddzielone od siebie ścianami z cegły wysokości około 2 m i z cementową podłogą. Zamknęliśmy się w jednej z nich. Czekając tutaj, musieliśmy obmyślić strategię działania. Było jeszcze za wcześnie, aby w okupowanej Warszawie wejść do obcego mieszkania i dopytywać się o przyjaciela. Postanowiliśmy co kilka minut zmieniać kabiny, czyli toalety, aby nie wzbudzić podejrzeń, dlaczego jedna z nich jest ciągle zajęta. Nie odzywaliśmy się, jeśli ktoś inny siedział w ustępie albo używał pisuaru. [...] Czas upływał. Chyba z 50 razy zmienialiśmy kabiny w ustępie, nie budząc niczyich podejrzeń. Różni ludzie wchodzili i wychodzili. Nastał wieczór i zapadła ciemność. W ustępie oczywiście nie było światła”.
Do kryjówek tymczasowych należy też zaliczyć specjalną kategorię „kryjówka w kryjówce” – miejsc używanych na wypadek niebezpieczeństwa, np. czyjejś niezapowiedzianej wizyty. Przykładem może być doświadczenie Sabiny Rachel Kałowskiej, która po wyjściu z getta w Jędrzejowie ukrywała się u swojej koleżanki Toli. We wspomnieniach opisała dwa przykłady „kryjówki w kryjówce”: pierwszy, to wizyty znajomego Toli – Rachel musiała wtedy siedzieć w szafie. Kolejny przykład to inna wizyta gości, podczas której schowano Rachel w łóżku: „Rafał i Heniek przykryli mnie więc pościelą, układając ją wzdłuż łóżka od strony ściany, jak to się często czyniło i przykrywając jakąś kapą [...] a na skraju łóżka siedzieli owi goście”.
Podstawowym i powszechnym zjawiskiem były jednak kryjówki długoterminowe. Skrytki te, w odróżnieniu od wcześniej przedstawionych, musiały spełniać wiele warunków, przede wszystkim dawać więcej przestrzeni, tak by można było w nich wytrzymać dłużej niż kilka godzin. Niezbędne było zapewnienie sobie żywności i picia: przez zgromadzenie zapasów na miejscu, stałą aprowizację połączoną z wychodzeniem z ukrycia lub pomoc osoby z zewnątrz. Należało także rozwiązać problem załatwiania potrzeb fizjologicznych. Łatwiej było rozwiązać te problemy ukrywając się w czyimś domu lub obejściu; natomiast konstruktorzy bunkrów, ziemianek czy mieszkańcy ruin musieli wykazać się wyobraźnią architektów i inżynierów, by wszystko skutecznie zaplanować.
Bunkry i inne schrony budowano powszechnie, nie tylko w Warszawie, ale niemal we wszystkich miastach w Polsce. Mimo niezwykle trudnych warunków zdarzało się, że mieszkańcy bunkrów żyli w ukryciu kilka, a nawet kilkanaście miesięcy. Konstrukcję pod domem rodziny Koźmińskich w Wawrze opisuje Halina Frydman:
„Pamiętam, jak budowano ten nasz bunkier. Wiadra ziemi wynoszone łańcuchem ludzkim wędrowały po nocach na górę. Zbudowano piwnicę podbitą stemplami. Koło pieca kaflowego do ogrzewania była pokrywa miedziana, a pod nią ukryte było wejście do bunkra. Schodziło się po drabinie. W ciągu dnia, kiedy znajdowaliśmy się na górze, zawsze był ktoś na straży”.
Podobne konstrukcje powstawały na wsi. Przykładem może być kryjówka Rut Leisner i jej rodziny. Od lutego do lata 1944 r. ukrywali się oni u gospodarza w okolicach Godulina koło Wilna:
„Ten zgodził się nas przechować, pod warunkiem, że kryjówka nie będzie w żadnym budynku. Wykopał jamę, niewiele większą od grobu, na tyłach stodoły, z niewielkim otworem w jej ścianie, żeby można było wchodzić od środka. W stodole dziura zakryta była snopkiem słomy, zewnętrzny otwór zakamuflowany był stosem drewna, gałęzi i wszelkich rupieci. W tej jamie siedzieliśmy w dzień i w nocy. Gdy padało – było mokro, póki woda nie wsiąkła w ziemię. Chłop przynosił nam trochę jedzenia co parę dni, tyle, żeby nie umrzeć z głodu”.
Równie częstym miejscem długoterminowego pobytu były ziemianki budowane w lasach, pod wieloma względami podobne do miejskich bunkrów. Przede wszystkim stosowano niemal takie same rozwiązania techniczne, z tym, że konstruktorzy bunkrów wbudowanych w tkankę miejską mieli łatwiejsze zadanie: dysponowali piwnicami, ścianami, budulcem z ruin budynków. Natomiast w lesie należało konstrukcję wznieść zupełnie od podstaw. W ziemiance w okolicach Drohobycza ukrywał się Henryk Hoffmann z rodziną. Tak opisał swoje doświadczenie:
„W ziemiance wydrążonej w lesistym terenie, obudowanej, jak w kopalni, drewnianymi stemplami, wielkości około trzech, może czterech metrów i wysokiej na dwa metry, gdzie rozmieszczono cztery pełne pluskiew, wyściełane słomą i sianem prycze, było osiem osób. Mała blaszana kuchenka, jedna lampa naftowa. Ubita ziemia stanowiła podłogę. Dla rodziców był to wstrząs niesamowity”.
Opisując kryjówki pod kątem planowanego czasu pobytu, należy pamiętać, że rzadko zdarzały się szczęśliwe przypadki ocalenia w pierwszej wybranej kryjówce. Rzadko też udawało się cokolwiek zaplanować. Zazwyczaj kolejne rodziny, do których zapukał wędrowiec, po prostu odmawiały przyjęcia go na dłużej. Tak opowiadał o tym Wacław Iglicki, który w okolicach Łukowa wyskoczył z pociągu do Treblinki:
„Rzeczywiście, ludzie pomagali. To trzeba obiektywnie powiedzieć, jeżeli chodzi o chleb, czy co innego, nie żałowali. Ale przenocować był problem. Ludzie się bali. Nie bardzo się godzili na noclegi, na dłuższy pobyt. [...] To co się robiło: w nocy, jak wszyscy spali, człowiek się gdzieś wkradł, do obory, stodoły i tam jakoś przetrzymał. Żeby tylko właściciel o tym nie wiedział. Może i wiedział i przez palce patrzył?”.
Także utrzymanie kryjówki długoterminowej – samodzielnej bądź wspomaganej – zależało od ogromnej liczby czynników. Zorganizowanie wszystkiego tak, by w kryjówce dało się przebywać przez dłuższy czas, wymagało ogromnego wysiłku, pomysłowości i szczęścia. Najważniejszy był czynnik ludzki. Wystarczyła jedna nieżyczliwa osoba, jeden donos, jedna niezapowiedziana wizyta.
Często przyczyną wyrzucenia lokatorów z kryjówki był konflikt z właścicielami mieszkania. Czasami po prostu nie chcieli dłużej ukrywać Żydów, na przykład z powodów ekonomicznych (oceniali, że pieniądze, jakie płacą ukrywający się, nie równoważą niedogodności i zagrożeń związanych z ich obecnością w domu).
Kryjówki samodzielne i wspomagane
Kolejną kategorię wyróżniamy na podstawie występowania pomocy z zewnątrz. Należy na początek zauważyć stopniowanie pomocy ofiarowanej ukrywającym się. Szymon Datner wyróżnił dwie formy pomocy Żydom: pomoc doraźną (jednorazowe nakarmienie, użyczenie ubrania itd.) i ratownictwo trwałe (długotrwałą opiekę). Nie sposób opisać wszelkich możliwych form pomocy, począwszy od akceptacji lub życzliwej tolerancji dla osoby próbującej się ukrywać na własną rękę, niezauważania jej kryjówki, a tym samym umożliwienia jej dalszego trwania. Formy pomocy wymagające coraz większego zaangażowania to: jednorazowe nakarmienie, udzielenie noclegu, wsparcie finansowe, pomoc w zamianie lub sprzedaży rzeczy, pomoc w znalezieniu czy budowie kryjówki, załatwienie fałszywych dokumentów, stałe dokarmianie, aż po zapewnienie komuś miejsca w swoim domu i całkowitego utrzymania. Ważne jest to, że nie zawsze pomagającymi byli Polacy (czy szerzej: nie-Żydzi). Ukrywający się Żydzi pomagali również sobie wzajemnie. Formą pomocy mogło być choćby wpuszczenie kogoś do swojej kryjówki. Zdarzało się, że osoba funkcjonująca na „aryjskich papierach” lub po prostu poruszająca się w miarę swobodnie na zewnątrz, utrzymywała pozostałych członków grupy.
Powyżej (⇧) rekonstrukcja kryjówki Żydów zlokalizowanej na strychu domu jednorodzinnego o dwuspadowym dachu z zamaskowanym wejściem przez skrzynię; model wykonany przez Mirosława Burego na podstawie opisu i rysunku inż. Edmunda Schönberga (AŻIH, sygn. 301/2344); ilustracja z katalogu wystawy czasowej Żegota. Ukryta pomoc w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa – Oddziale Fabryka Emalia Oskara Schindlera, Kraków (listopad 2017 – lipiec 2018). Kliknij, aby powiększyć ilustrację i zobaczyć szczegóły 🔎 Więcej ilustracji znajdziesz w galerii na górze strony (⤻).
Istnienie i funkcjonowanie kryjówek wspomaganych wymagało zaangażowania osób trzecich, nieukrywających się w danym miejscu. Kryjówki samodzielne natomiast zostały stworzone lub znalezione przez samych ukrywających się. Ich mieszkańcy sami dbali o swoje potrzeby i w dużym stopniu sami decydowali o swoim losie. Większość kryjówek długotrwałych to kryjówki wspomagane. W zasadzie nie było możliwe przetrwanie w ukryciu wiele miesięcy bez kontaktu ze światem zewnętrznym. Jako samodzielne możemy zakwalifikować przede wszystkim kryjówki tymczasowe (choć także nie wszystkie), oraz długoterminowe na terenach niezaludnionych, na przykład miejsca pobytu „warszawskich robinsonów” na terenie zburzonego getta czy w ruinach podczas i po powstaniu warszawskim. Wielu z nich zginęło zasypanych wśród ruin, inni zmarli z chorób, wyczerpania, zimna, głodu lub zostali zabici. Prócz skrajnie trudnych warunków życia w ruinach, ciągłych poszukiwań żywności i wody, doświadczeniem „robinsonów” była samotność, brak orientacji w wydarzeniach na świecie (nie wiedzieli na przykład, co działo się dalej po upadku powstania). W najtrudniejszej sytuacji byli ludzie ukrywający się samotnie, jak najsłynniejszy „robinson”, Władysław Szpilman.
Także część kryjówek leśnych można zakwalifikować jako samodzielne. Osoby, które uciekły z getta, z transportu do ośrodka zagłady lub z miejsca masowej egzekucji, często przez dłuższy czas szukały stałego schronienia, kryjąc się na własną rękę w lesie lub na innych niezamieszkanych terenach. Sami wyszukiwali sobie jedzenie, nie mogąc liczyć na niczyją pomoc, ponieważ nikt nie wiedział o ich istnieniu.
Opisując kryjówki wspomagane, należy wprowadzić rozróżnienie pomiędzy pomocą zorganizowaną a indywidualną. Organizacje pomagające znaleźć kryjówkę, a następnie ją utrzymać, ułatwiały życie ukrywających się osób, jednak ich wpływ nie sięgał tak daleko, by zasadniczo zmienić doświadczenie ukrywania się. Mimo wzrostu poczucia bezpieczeństwa, jaki gwarantowała opieka organizacji, np. Rady Pomocy Żydom „Żegota”, wyposażeni w adresy i pieniądze Żydzi wkraczali w życie pojedynczych osób, zajmowali przestrzeń w ich domach i włączali się w interakcje ze swoimi gospodarzami tak samo jak ci, którzy sami znaleźli i utrzymywali swoje kryjówki.
Powyżej (⇧) rekonstrukcja kryjówki Żydów zlokalizowanej na strychu z zakamyflowanym wejściem przez szafę w budynku na granicy getta i tzw. aryjskiej strony w Brzesku; model wykonany przez Mirosława Burego na podstawie opisu i rysunku inż. Edmunda Schönberga (AŻIH, sygn. 301/2344); ilustracja z katalogu wystawy czasowej Żegota. Ukryta pomoc w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa – Oddziale Fabryka Emalia Oskara Schindlera, Kraków (listopad 2017 – lipiec 2018). Kliknij, aby powiększyć ilustrację i zobaczyć szczegóły 🔎 Więcej ilustracji znajdziesz w galerii na górze strony (⤻).
Ważne jest też kryterium dystansu fizycznego (a także emocjonalnego) między ukrywającymi się a pomagającymi. Kryjówki zorganizowane w czyimś domu, mieszkaniu, obejściu nazwałam „pod jednym dachem”. Oczywiście, osoby ukrywające się u kogoś często otrzymywały pomoc ze strony osób trzecich, nie tylko gospodarzy. Drugi rodzaj to kryjówki zorganizowane względnie samodzielnie, w lesie, w ruinach; ich funkcjonowanie opierało się na zewnętrznej pomocy o różnym natężeniu. Ten rodzaj nazwałam kryjówką „na dystans”.
Pomoc polegająca na ukrywaniu kogoś we własnym domu to jedno z trudniejszych doświadczeń, zarówno dla gospodarza, jak dla ukrywanego. Sytuację ułatwiały na pewno więzy przyjaźni pomiędzy gospodarzem i ukrywanym, jednak nawet najbardziej zgodne stosunki mogły pogorszyć się po pewnym czasie funkcjonowania w tak delikatnym i ryzykownym układzie. Najważniejszym składnikiem doświadczenia kryjówki „pod jednym dachem” był strach. Obie strony bały się tego samego – dekonspiracji kryjówki i grożącej za to kary śmierci. Jednak zazwyczaj to do gospodarzy należała inicjatywa i słowo decydujące. To oni mogli w każdej chwili wyrzucić „gości” ze swojego domu (a nawet zadenuncjować ich Niemcom) i w ten sposób przywrócić domowe status quo sprzed pojawienia się Żydów szukających schronienia.
Dla ukrywającego się nie było ucieczki od strachu, ponieważ towarzyszył mu on zawsze, niezależnie od miejsca ukrycia. Natomiast w sytuacji konfliktu z gospodarzami, złych warunków czy jakichkolwiek trudności, ukrywający się teoretycznie również w każdej chwili mogli odejść, jednak wiązało się to dla nich z koniecznością szukania następnej kryjówki. Taką decyzję niełatwo było podjąć, dlatego też zdarzało się, że ludzie miesiącami tkwili w klinczu, w koszmarnych warunkach, ze świadomością, że są oszukiwani, wykorzystywani, źle traktowani. Dysproporcja sił i środków wymuszała stosunek podległości i zależności, prowadząc czasem do sytuacji, gdy ukrywający się byli zdani na łaskę i niełaskę swoich gospodarzy. Jako osoby bezbronne, mogli znaleźć się na samym dole hierarchii domowej, stać się „kozłem ofiarnym”.
Powyżej (⇧) rekonstrukcja kryjówki Żydów zlokalizowanej w piwnicy budynku wielorodzinnego z zakamuflowanym wejściem w skrzyni na pierwszym piętrze; model wykonany przez Mirosława Burego na podstawie opisu i rysunków inż. Edmunda Schönberga (AŻIH, sygn. 301/2344); ilustracja z katalogu wystawy czasowej Żegota. Ukryta pomoc w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa – Oddziale Fabryka Emalia Oskara Schindlera, Kraków (listopad 2017 – lipiec 2018). Kliknij, aby powiększyć ilustrację i zobaczyć szczegóły 🔎 Więcej ilustracji znajdziesz w galerii na górze strony (⤻).
Przyjmując pod swój dach znajomych czy obcych ludzi, należało zaakceptować idące za tym zmiany. Z przebywaniem tych osób w domu czy w obejściu wiązało się wiele nieprzewidzianych okoliczności, komplikacji natury technicznej (jak urządzić kryjówkę, jak robić większe zakupy bez zwracania na siebie uwagi, jak zorganizować codzienne życie) ale i emocjonalnej. Adaptując się do warunków życia w danym domu ukrywający się musiał zaakceptować reguły narzucone przez gospodarza, podporządkować się, płacić za pobyt ustaloną kwotę albo pracować dla niego. A przede wszystkim stać się możliwie najmniej widocznym i najmniej uciążliwym elementem domowego systemu, wkraść się w łaski gospodarza i tym sposobem starać się przetrwać.
Topografia ukrywania się Żydów: miasto – wieś – ziemia niczyja
Kryjówki w mieście, na wsi i w lesie różniły się znacznie od siebie, ze względu na warunki środowiskowe i społeczne, czyli, inaczej mówiąc, możliwości i niebezpieczeństwa. Istotny był też stopień izolacji ludności żydowskiej od Polaków. Odnosi się to do wszystkich wydarzeń dotykających Żydów, a więc i doświadczenia ukrywania się.
Dla ludzi opuszczających getto albo uciekających w chwili wysiedlenia, miasto oferowało wielość potencjalnych kryjówek, bardziej lub mniej dostępnych. We własnym mieście, wykorzystując znajomość topografii, więzi z nieżydowską ludnością, ludzie mieli większe szanse, by znaleźć jakieś lokum. Żydzi często trafiali jednak do obcych miast, gdzie sytuacja ich była trudniejsza. Wielu wydawało się, że w dużym mieście łatwiej będzie o kryjówkę, dlatego wyruszali na przykład do Warszawy. Wówczas musieli dopiero rozeznać się w labiryncie miasta, w przypadku przesiedleńców z terenów wiejskich nie mając doświadczenia w funkcjonowaniu w miejskim środowisku, bardziej skomplikowanym i rządzącym się innymi prawami niż wieś. Również duże i małe miasta znacząco różniły się między sobą.
Kryjówki na terenach miejskich można podzielić na:
- kryjówki we własnym domu;
- kryjówki w cudzym domu; także w kamienicy, na podwórku, w zabudowaniach przydomowych;
- kryjówki w innym niż mieszkalny budynku (fabryka, kościół, sklep, magazyn itd.);
- kryjówki w specjalnie przygotowanych bunkrach;
- kryjówki w zrujnowanym mieście, w zniszczonym, opustoszałym budynku.
Podczas gdy za kanoniczne świadectwa z czasów Zagłady uznajemy dokumenty z getta warszawskiego, istnieje wiele tekstów opisujących los Żydów szukających ratunku na wsi. Było to doświadczenie pod wieloma względami odmienne od przeżyć ludzi ukrywających się na przykład w Warszawie; szczególnie odmienności tej doświadczali ci Żydzi, których dotychczasowe życie upłynęło w mieście i którzy wsi nie znali. Podstawową sprawą, jeśli chodzi o kryjówki we wsi i poza jej obrębem, były warunki topograficzne: ukształtowanie powierzchni, stopień zalesienia i zaludnienia danego terenu. Z jednej strony jest tam mniej ludzi, a zatem mniej niebezpieczeństw. Z drugiej strony, mniej ludzkich konstrukcji oznaczało, że ukrywający się byli zdani na siebie i naturę.
Osobną sprawą jest stosunek mieszkańców wsi do Żydów. Niechęć, ale także denuncjacje albo wręcz czynne napaści na Żydów, niszczenie kryjówek i pozbawiania ich samych życia nie były rzadkością na polskiej wsi.
Ocena sytuacji przez autora świadectwa zawsze zależała od osobistych doświadczeń. Dla niektórych, cudem ocalałych z akcji wysiedleńczej w rodzinnym mieście, wieś mogła być wybawieniem. Dla innych – miejscem, gdzie nie sposób się ukryć. Chaim Icchak Wohlegelernter, mieszkaniec Działoszyc (powiat pińczowski), pisał:
„Na wsi łatwiej było się uratować. Prosty chłop nie czuł do nas nienawiści – przeciwnie, zawsze chętnie kontaktował się z Żydem, wierzył mu w każdej sprawie. Jeżeli Żyd nie powierzył mu swego dobytku do pilnowania, nie było żadnej przyczyny, aby go skrzywdzić lub zrobić mu coś złego. Chłopi współczuli nam w naszych cierpieniach i nieszczęściu. Okazywali to w ten sposób, że przyjmowali nas chlebem i wodą. Bali się wprawdzie przyjmować nas w domu, gdyż w każdej wsi wywieszone zostały obwieszczenia, że kto przyjmie Żyda do domu lub da mu kawałek chleba, odpowie życiem. Mimo to, kiedy trochę uspokoiło się, pozwolili spać w stodołach, a kobiety i dzieci brali nawet do domów”.
Inaczej patrzył na problem ukrywania się na wsi Florian Majewski (Mosze Aron Lajbcygier). Znajomy ukrył go w Siucicach, wiosce koło Żarnowa. W kryjówce miał pracować jako stolarz, znajomy musiał zorganizować dla niego narzędzia:
„»Zobacz, co przyniosłem« – powiedział. Wyglądał na niezadowolonego. »Jeśli o cokolwiek poprosisz, to zaraz chcą wiedzieć, po co, dla kogo i dlaczego. Wygląda na to, że cię wyniuchali. Dobrze wiedziałem, że ludzie we wsi potrafią wszystko wywęszyć. Jedno spojrzenie na chmury powie ci wszystko o jutrzejszej pogodzie. Najmniejszy ślad na mchu zdradzi, jakie zwierzę tędy przeszło. A jeśli stolarz pożycza narzędzia, to znaczy, że ma pracownika w domu«”.
Tereny nazwane przeze mnie „ziemią niczyją” to jakby strefa pogranicza: ani wieś, ani miasto. Kryjówki takie były z jednej strony stosunkowo bezpieczne, a z drugiej wymagały ogromnej determinacji, wiedzy, siły fizycznej i umiejętności, aby przetrwać w niegościnnych warunkach, bez ułatwień cywilizacyjnych, z ograniczonym dostępem do pomocy z zewnątrz. Jednymi z najpowszechniejszych były kryjówki w lesie, gdyż Polska była krajem w ogromnej większości lesistym. Szukanie tam schronienia było naturalnym odruchem. Jednym z lepiej opisanych sposobów ukrywania się w lesie są obozy rodzinne. Mogę wyróżnić następujące typy kryjówek w lesie:
- tymczasowe – jeden nocleg w lesie;
- tułaczka bez stałej kryjówki;
- ziemianki – pojedyncze lub skupiska;
- ukrywanie się w leśnych osadach.
Mieszkańcy leśnych kryjówek często żyli w symbiozie z ludźmi z pobliskich wsi. Wieś była przede wszystkim źródłem jedzenia, kupowanego, wyżebranego, ofiarowanego lub kradzionego. Ukrywający się korzystali z pomocy chłopów przy budowie schronów, dostawali bądź kupowali od nich różne przedmioty niezbędne w urządzeniu schronu. Ludność miejscowa stanowiła jednak także podstawowe zagrożenie – obawiano się napadów rabunkowych, denuncjacji i zabójstw; wielką sztuką było zachowanie ostrożności i wyczucia sytuacji w kontaktach ze wsią, by nie zburzyć kruchej równowagi.
Kryjówka w lesie wymagała od ukrywających się dużych zasobów sił fizycznych, sprytu, wytrzymałości, odporności. Przetrwać w niej dłużej mogli ludzie zdrowi, przedsiębiorczy, gotowi zmierzyć się z wieloma wyzwaniami, jakie niosło leśne życie. Są to na ogół kryjówki wspomagane „na dystans”, wiążące się z większą samodzielnością, ale w zamian dające nieco swobody, kontakt z naturą. Bardzo różnią się zwłaszcza od kryjówek miejskich: podwójnych ścian, dusznych bunkrów, ciasnych pokoików za szafą. Las zapewniał ukrywającym się świeże powietrze, czystą wodę, ciszę i spokój. Największym zagrożeniem – zresztą jak w przypadku każdej kryjówki – byli inni ludzie. Największą trudnością – wytrwanie w skrajnym ubóstwie, w ziemnych norach przywodzących na myśl schronienia dzikich stworzeń.
Kryjówki samotne – kryjówki grupowe
Wśród kryjówek tymczasowych często zdarzają się kryjówki samotne – pojedyncza osoba nie była narażona na niebezpieczeństwo wykrycia z winy współtowarzyszy. Czasami nie było mowy o tym, by schować się całą rodziną, natomiast dla jednej osoby na krótki czas wystarczył niewielki fragment przestrzeni. Często więc z całej rodziny po akcji wysiedleńczej zostawała tylko jedna osoba, tak jak Genia z lwowskiego getta, która opowiadała Janinie Masłowskiej:
„Mamę mi zabrali, braciszka i wszystkich, a ja się w krzaku schowałam i mnie przeoczyli, a potem się akcja skończyła”.
Jeśli chodzi o kryjówki długotrwałe, przypadki trwania w samotnej kryjówce bez pomocy z zewnątrz są niezwykle rzadkie. Właściwie można je spotkać tylko wśród opisywanych wyżej „robinsonów”. Zdarzały się za to samotne kryjówki wspomagane, jak bunkier leśny Floriana Majewskiego, który przetrwał kilka miesięcy sam w lesie, wspierany przez przyjaciół z pobliskiej wsi. Osobnym, bardzo częstym modelem jest samotna kryjówka „pod jednym dachem”, gdy u rodziny znajduje się miejsce dla jednej osoby.
Samotne kryjówki z jednej strony pozbawione są wielu kłopotów kryjówek grupowych, z drugiej jednak wydają się bardzo trudnym doświadczeniem egzystencjalnym. W samotnej kryjówce nie ma problemu przeludnienia (choć może być problem ciasnoty), ukrywający się jest wyłącznym dysponentem całej przestrzeni i wszystkich zgromadzonych dóbr. Nie istnieją konflikty interesów, obszar władzy ani regulaminy ustalające reguły zbiorowego życia. Pozostaje jednak poczucie izolacji, opuszczenia i zdania na własne siły.
W kryjówce grupowej natomiast zespół ukrywających się razem ludzi mógł uformować się przypadkowo, mogli go stanowić znajomi, sąsiedzi z jednej kamienicy czy wsi, rodzina lub obcy sobie ludzie. Za każdym razem grupa taka funkcjonowała inaczej. Można wymienić wiele czynników, ale najważniejsze wydają się:
- warunki ukrywania się, a przede wszystkim stopień ciasnoty w kryjówce;
- warunki zewnętrzne;
- stopień zróżnicowania wewnętrznego grupy (na przykład pod względem zamożności);
- w przypadku kryjówek wspomaganych, stosunki z ratującym, który mógł wyróżniać kogoś z grupy, albo nie tolerować kogoś innego.
Kryjówki grupowe mogły przybierać różne formy:
- bunkry (na przykład na terenie getta);
- ziemianki leśne;
- schrony przygotowane na czas akcji wysiedleńczych;
- kryjówki u ludzi w domu (obejściu).
Obecność kilku osób zawsze wyzwala mechanizmy władzy, pojawiają się nierówności generujące konflikty. Grupowa kryjówka jest trudniejsza do urządzenia, a łatwiejsza do zdemaskowania. Ale nawet gdy nie wybuchał żaden konflikt, samo stłoczenie ludzi na małej powierzchni, w ciężkich warunkach, bez możliwości wyjścia, prowadziło do ogromnego napięcia nerwów i przesadnych reakcji na drobne wydarzenia. Przykładem mogą być przypadki zabijania współmieszkańców kryjówki, by zminimalizować ryzyko niepożądanych odgłosów (kaszlu, płaczu niemowlęcia). Trudności powiększały się często wraz z rosnącą liczbą ukrywających się osób. Tłok, duchota, problemy z dyscypliną, organizacją, ustaleniem obowiązujących wszystkich zasad zdarzały się zarówno w bunkrach, jak i w kryjówkach w cudzym mieszkaniu.
Ciało i dotyk. Indywidualne doświadczenie kryjówki
„Jak każde ludzkie mieszkanie, tak i nasz pokoik miał swój dobowy rytm dnia, swoje indywidualne życie. Od godziny 6 do 16 życie w nim zamierało. Gospodarze w tym czasie byli w pracy, nikogo więc w nim nie ma, bo być nie może. Jeśli trzeba w takim pokoju istnieć, należy niejako wyzbyć się swego ciała i jego fizjologicznych czynności. Wówczas należy upodobnić się do przedmiotów będących w stanie bezruchu. W tej pierwszej 9-godzinnej fazie doby zastygały nasze ręce, nogi, narządy wewnętrzne. Pracował tylko mózg i serce”, pisał Julian Aleksandrowicz.
Zmysłowe doświadczenie kryjówki to próba przetrwania, gdy intensywnie odczuwa się całe fizyczne środowisko: dostępność tlenu, światła, obecność różnych zapachów, wilgotność, temperaturę, natężenie hałasu. W kryjówce ważny był wzrok i słuch, węch również przynosił różne, najczęściej nieprzyjemne doznania, jednak wobec ograniczenia i monotonii bodźców najważniejszym ze zmysłów był dotyk. Człowiek doświadczający kryjówki dotykiem jest skazany na całą gamę odczuć, od których nie ma ucieczki. Kryjówki często wiązały się z ekstremalnie złymi warunkami. Ludzie stłoczeni w ziemiance, w bunkrze, szopie, stodole, chlewiku, byli skazani na bezpośredni kontakt z materią, jakiej w normalnej sytuacji pewnie by unikali. Mogły to być wilgotne od skraplających się oddechów lub wręcz pokryte pleśnią mury, ziemia, robaki, glina i błoto, zbutwiałe lub spróchniałe deski, ekskrementy, własne lub cudze. Także różne rzeczy, zgromadzone w piwnicy, w komórce czy na strychu: stare meble, szmaty, kartofle, siano, drewno, węgiel.
Przedmioty, powierzchnie, wydają się dominować, napierać na ciało człowieka, które nie ma dokąd się wycofać, nie ma jak odpocząć. Najczęściej to ciało musi się dostosować do przedmiotów, a nie odwrotnie. Landsberg zanotował: „Siedzę dalej w beczce na wapnie. Tylko nogi i głowa wystają. Beczka jest owalna, niegdyś stała w sklepie i służyła do lodów. [...] Budzę się z uczuciem bólu w plecach i pod kolanami – ostre krawędzi beczki wpiły się w ciało”. Dwojra Frymet relacjonowała: „Raz ukryłam się do stodoły, aby mnie nie znaleźli. O mało sobie oczu nie wykłułam od źdźbeł słomy”. „W piwnicy nie było okien, a wokół było pełno słomy”, wspominała Etka Żółtak. Można próbować wyobrazić sobie wszechobecne siano, które być może ładnie pachnie tuż po zebraniu z pola, potem jednak, pełne kurzu i roztoczy, dusi i drapie uwięzionych wewnątrz ludzi.
Dochodzą do tego doznania temperatury, nie tylko powietrza, ale także rzeczy. Gdy kryjówka jest na poddaszu, rozgrzana w upalny dzień blacha parzy ciało. Zimą mokre ściany, na przykład piwnicy, stają się lodowate, a gdy dodatkowo są nieszczelne, ziąb jest nie do wytrzymania. Ubranie, które zazwyczaj chroni ciało człowieka przed ciągłym, bezpośrednim kontaktem ze światem, w wielu kryjówkach nie spełniało już swej funkcji. Ubrania niszczyły się, brudziły, często nie było nic na zmianę. Rzadko w kryjówce była możliwość umycia się i zrobienia prania. A zatem własne nieumyte ciało obleczone w brudne szmaty i drażnione nieustannym dotykiem nieprzyjemnych powierzchni stanowiło katuszę trudną do zniesienia. Bywało, że nieprzyjemny dotyk materii przeistaczał się w groźne zdarzenie – zaatakować mieszkańców kryjówki mógł na przykład walący się strop. O takiej sytuacji opowiadał Katz:
„Ciepło ognia i naszych ciał rozpuszczało coraz bardziej zamarzniętą ziemię ścian bunkra, aż zmieniła się w miękkie błoto. Tuż przed świtem ciszę nocną rozdarł krzyk grozy, dochodzący z kąta, w którym spała Rywka. [...] W tej samej chwili dach się zatrząsł. Dał się słyszeć szelest obsuwającej się ziemi i skrzypienie belek, ocierających się o ścianę koło ogniska. [...] – To nie sen, ziemia mi przysypała nogi! [...] Dach mi spadł na nogi, patrzcie, widać niebo, mam lewą nogę uwięzioną. Pomóżcie mi, pomóżcie!”.
Dramatyczną sytuacją mogła stać się powódź w kryjówce, na przykład taka, jaką przeżył Landsberg:
„Dziś stała się niesamowita rzecz, nieomal nie straciliśmy życia. Spaliśmy jak zwykle ostatnio w dzień, bo w nocy wyłazimy do skrzyni i zostaliśmy obudzeni o godz. ok. 13 strasznym szumem. Zaledwie zapaliłem światło zrozumiałem, że ze skrzyni leje się woda. Rudy porwał łopatkę i żarówkę i polazł do przekopu, lecz nagle runęła fala wody i rzuciła go z powrotem do kabinki. Jednocześnie woda zalała żarówkę i drut, prąd rzucił go siłą 220 V o ścianę. Kabinka zaczęła się gwałtownie zapełniać wodą. Rudy śmiertelnie blady zawołał: »Zginęliśmy!«. Woda spadając robiła taki szum, że zaledwie słyszeliśmy jeden drugiego. Zawołałem do R., żeby spróbował otworzyć skrzynkę z ziemią zamykającą właz do piwnicy. Rudy zanurzył się, napił się wody i wychylił się z powrotem, wołając: »nie mogę«. Zawołałem »Spróbuj jeszcze raz – to jedyny ratunek«. Rudy znów zanurzył się. Woda przybywa. Staram się odpychać pływającą wciąż palącą się żarówkę. Woda sięga już szyi, Rudego nie ma, najwyższy czas! [...] Gdyby nie otworzono włazu, kabinka byłaby już dawno po sufit wypełniona wodą. [...] Stoimy po pas w wodzie. [...] Nasze mieszkanie jest zalane i nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie zdatne do użytku. [...] było oberwanie chmury”.
Drugi aspekt dotyku w kryjówce to obecność innych ludzi. Stella Fidelseid opowiadała: „Już naprawdę jest trudno wytrzymać w skrytce. Ciasno, duszno i ciemno. Ze zmęczenia jeden opiera się o drugiego. Kłótnie, sykanie”. Czasem jednak fizyczna obecność ciał innych ludzi była zbawienna – na przykład, gdy ciało współtowarzysza stanowiło jedyne dostępne źródło ciepła. Menachem Katz opowiadał o zimnej nocy spędzonej w lesie tuż przed wybudowaniem bunkra: „Położyliśmy się, przywarci do siebie, na podściółce z suchych liści, przykrywając się ubraniami i szmatami, które mieliśmy ze sobą. [...] Mimo zimna, wtuleni w siebie i ogrzewając jeden drugiego, przeżyliśmy tę pierwszą noc w lesie łatwiej, niż przypuszczaliśmy”. Dotyk innego człowieka pomagał też w chwilach największej grozy, niosąc otuchę, pomagając wytrzymać strach.
Podsumowując, podstawowym doświadczeniem w warunkach kryjówki był przymus biologiczny. Panował tam narzucony bezruch. Trzeba było być cicho, nie ruszać się. Na ogół każdy miał wyznaczone stałe miejsce. Nieznany był luksus samotności. W każdym zakątku człowiek był skazany na spojrzenia innych. To doświadczenie powodowało wykształcenie się szczególnego stosunku do własnego ciała. Ponieważ trzeba się ukryć, ciało traktuje się jako przedmiot. Ono nagle staje się najważniejsze, jest stale w centrum uwagi, wokół jego potrzeb i generowanych przez nie zagrożeń koncentruje się większość działań. Kryjówka wymaga dyscypliny, samokontroli.
Nieruchomość ciała, podobna do śmierci, lecz zachowująca resztki życia, przywodzi na myśl śpiączkę. Również człowiek ukrywający się, unieruchomiony przeżywa katusze. To jego ciało jest tym „się”. Umysł musi spojrzeć na ciało jak na paczkę, którą trzeba przechować. Raczej nie może liczyć na współpracę z paczką – nie da się jej skompresować, zmienić jej wymiarów, zakazać jej np. oddychania. Trudno ją kontrolować. Mimo że jest przedmiotem, ma swoje potrzeby biologiczne, więc prócz ukrywania przed wzrokiem, słuchem i węchem innych trzeba jeszcze, choćby w minimalnym zakresie, o nie zadbać (powietrze, jedzenie, woda, temperatura, wydalanie). W kryjówce człowiek pozostaje jednością, ale także jest swoim własnym wrogiem. Musi ocalić swoje ciało, czyli coś, co ocalenie utrudnia.
Podsumowanie: kryjówka jako dom
Michał Głowiński tak pisał o mansardzie przy ulicy Srebrnej w Warszawie, gdzie ukrył się z matką po wyjściu z getta: „Tym czterem obdrapanym ścianom zawdzięczamy, że nie jesteśmy bezdomni, a więc wydani na śmierć szybką i niechybną”. Kryjówka jest doraźnym środkiem zaradczym na wojenny kryzys bezdomności, któremu w warunkach okupacyjnych nie da się zapobiec. Analizując fenomen kryjówki jako zastępczego domu czasu wojny, widzimy, że jest to dom niespójny, niefunkcjonalny, obszar cierpienia i napięcia. A jednak dla ukrywających się Żydów ich kryjówka to i tak najbardziej przyjazne z możliwych miejsc. Spróbuję teraz pokazać kryjówkę jako dom, pamiętając, że nawet najlepsza, najwygodniejsza kryjówka dla zamieszkujących ją ludzi była przestrzenią braku, ograniczenia i zniewolenia.
Kryjówka nigdy nie będzie w pełni domem, bo zawsze jest tymczasowa, nie można tam doświadczyć intymności. W kryjówce nie ma zakorzenienia, bezpieczeństwa, czasu ani warunków na „wcielenie domu”. W niektórych świadectwach odnalazłam jednak zapis momentów, gdy ukrywający się czują, że kryjówka jest ich domem. Były to chwile, gdy kryjówka zaspokajała potrzebę ludzkiego ciepła, obecności bliskich. Jak pisał Landsberg:
„Otwieram oczy – ciemno. Nieprzenikniona, gęsta, czarna jak pasta do butów ciemność. Gdzie jestem?! Lewa ręka napotyka na coś oślizgłe, zimne. Brr! Prawą czuję miarowo w oddechu unoszącą się pierś. To Rudy! Nareszcie, »jestem w domu«. Sięgam do kieszeni po zapałki, zapalam świecę. Świeca rozpala się, ja zamykam i otwieram oczy, stopniowo oswajając się ze światłem”.
„Domowość” kryjówki pojawia się także, gdy ukrywający się uświadamiają sobie poczucie bezpieczeństwa w kryjówce. Chaim Icel Goldstein opisał powrót do bunkra w ruinach zburzonej Warszawy: „Im dłużej szliśmy, im bliżej byliśmy bunkra, tym bardziej górę brało uczucie zadowolenia, rzecz można – radości niemal z powrotu do własnego domu. Ciemna kryjówka była dla nas teraz pewnym portem. Była naszą kotwicą, naszym schronieniem, gdzie czekało na nas domowe ciepło, gdzie wyglądali nas bliscy, których bardzo chcieliśmy znów zobaczyć”.
Także „prace domowe” w kryjówce: sprzątanie, urządzanie, układanie rzeczy, przeróbki mebli, to gesty oswajające przestrzeń, dające poczucie kontroli i sprawstwa. Podobnie z samym konstruowaniem kryjówki. Był to jeden z przejawów ludzkiego protestu przeciw narzuconym warunkom, czynny opór wobec zaplanowanej przez kogoś innego zagłady. Budowanie kryjówek to nie tylko jedna ze strategii przetrwania. Można to rozumieć jako obronę przed stygmatem Żyda – bezbronnej i pozbawionej siły sprawczej ofiary. Twórcy kryjówek, architekci, budowniczy, mimo bardzo trudnych okoliczności próbowali odzyskać wpływ na własny los, nie ograniczając się do zachowań instynktownych, ale podejmując przemyślane, zaplanowane działania. Należy dostrzec ich ogromną determinację w dążeniu do celu. Jest ona tym bardziej niezwykła, jeśli popatrzymy na całe zjawisko w szerokim kontekście społecznym i historycznym, zauważając osamotnienie i marginalizację walczących o przeżycie Żydów.
dr Marta Cobel-Tokarska, red. Mateusz Szczepaniak, październik 2021 r.
* * *
Powyższy tekst został opracowany na podstawie monografii Marty Cobel-Tokarskiej: Bezludna wyspa, nora, grób. Wojenne kryjówki Żydów w okupowanej Polsce, Instytut Pamięci Narodowej – Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, Warszawa 2012. Układ tekstu, tytuł i śródtytuły oraz uzupełnienia pochodzą od redakcji. Szczegółowe dane bibliograficzne, np. dotyczące cytatów, znajdują się w przypisach ww. publikacji.
Przeczytaj więcej:
- Strategie przetrwania Żydów po „aryjskiej stronie” »
- Żydzi ukrywający się w mieście »
- Żydzi ukrywający się na wsi »
- Żydzi ukrywający się na terenie cmentarzy »
- Codzienność Żydów w ukryciu »
- Ślady Zagłady w kulturze polskiej: szafa »
- Zachowane kryjówki Żydów w Polsce »
- Architektura kryjówek Żydów: aktualne badania »
Bibliografia:
- J. Aleksandrowicz, Kartki z dziennika doktora Twardego, Wydawnictwo Literackie, Kraków–Wrocław 1983.
- Archiwum Yad Vashem, Relacja Reginy Kenigswein, sygn. O3/2888.
- Archiwum Yad Vashem, Dziennik M. Landsberga, sygn. O33/1099.
- Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego, Zbiór relacji Żydów Ocalałych z Zagłady, Relacja Etki Żółtak, sygn. 301/545; Relacja Hersza Gaila, sygn. 301/6640.
- Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego, Zbiór pamiętników Żydów Ocalałych z Zagłady, Relacja Chaima Icchaka Wohlegelerntera, sygn. 302/46.
- I. Bierzyński-Burnett, Po śladach pamięci. Walka o przetrwanie czasu Wielkiej Zagłady, Burchard Edition, Warszawa 1995.
- M. Cobel-Tokarska, Bezludna wyspa, nora, grób. Wojenne kryjówki Żydów w okupowanej Polsce, Instytut Pamięci Narodowej – Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, Warszawa 2012.
- Sz. Datner, Las sprawiedliwych. Karta z dziejów ratownictwa Żydów w okupowanej Polsce, Książka i Wiedza, Warszawa 1968.
- S. Fidelseid, Pozostałam w gruzach..., „Nasze Słowo” 1947, nr 19 (31); 1948, 1 (32), 2 (33), 3 (34), 4 (35).
- H. Frydman, W getcie i w ukryciu, „Kwartalnik Historii Żydów” 2004, nr 209.
- D. Frymet, Relacja, [w:] Życie i Zagłada Żydów polskich 1939–1945. Relacje świadków, red. M. Grynberg, M. Kotowska, Oficyna Naukowa, Warszawa 2003.
- Ch.I. Goldstein, Bunkier, Ośrodek KARTA, red. M. Zarzycki, tłum. S. Arm, Warszawa 2011.
- M. Głowiński, Czarne sezony, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 2002.
- H. Hoffman, Z Drohobycza do Ziemi Obiecanej, „Norbertinum”, Lublin 1999.
- S.R. Kałowska, Uciekać, aby żyć, „Norbertinum”, Lublin 2000.
- M. Katz, Na ścieżkach nadziei, tłum. J. Biełas, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2003.
- R. Leisner, A jednak cud się zdarzył, [w:] Losy żydowskie. Świadectwo żywych, red. M. Turski, t.2, Stowarzyszenie Żydów Kombatantów i Poszkodowanych w II Wojnie Światowej, Warszawa 1999.
- F. Majewski, Pustelnik, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2002.
- J. Masłowska, Relacja, [w:] Życie i Zagłada Żydów polskich 1939–1945. Relacje świadków, red. M. Grynberg, M. Kotowska, Oficyna Naukowa, Warszawa 2003.
- Podręczny Słownik Języka Polskiego, red. E. Sobol, Warszawa 1996
- R. Potasz, Relacja, [w:] Życie i Zagłada Żydów polskich 1939–1945. Relacje świadków, red. M. Grynberg, M. Kotowska, Oficyna Naukowa, Warszawa 2003.
- T. Prekerowa, Konspiracyjna Rada Pomocy Żydom w Warszawie 1942–1945, oprac. i wstęp A. Namysło, wyd. 2. popr. i uzupeł., Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2020.
- E. Ringelblum, Stosunki polsko-żydowskie w czasie drugiej wojny światowej, oprac. i wstęp T. Epsztein, esej J. Nalewajko-Kulikov, wyd. 2. popr. i uzupeł., Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2020.