Chaim Rymarz i Hinda, sierota przygarnięta w czasie wojny przez rodziców Chaima, mieli po 14 lat. Wegetowali w getcie międzyrzeckim od ponad roku. Gdy Niemcy we wrześniu 1942 r. otoczyli getto w celu wywiezienia ostatnich Żydów do Treblinki, postanowili uciekać. Ukrywając się, ruszyli do wsi Przechodzisko, gdzie ojciec Chaima przed wojną często bywał gościem u rodziny Kiryluków.
Dom Kiryluków stał na uboczu, z dala od sąsiadów. Ojciec Józef, matka Anna i trzech synów: Bolesław, Franciszek i Jan. Gdyby nie zdecydowali się przyjąć do siebie kogokolwiek, nie byłoby można poczytywać im tego za złe. W czasie wojny było bardzo ciężko, a w dodatku najmłodszy syn Jan chorował na nieuleczalną gruźlicę. Niemcy często dokonywali też rewizji albo sprawdzali, czy chłopi oddają należne kontyngenty. „Ile to razy drżeli ze strachu, jak Niemcy chodzili po podwórzu, zaglądali do obory, stodoły“– wspomina opowieści ojca Waldemar Kiryluk. Mimo to Kirylukowie postanowili pomóc.
Nocą wyprowadzali swoich podopiecznych na spacer wśród okolicznych łąk, by za dnia znów ukrywać ich w drewnianej komórce albo – w lecie – na strychu domu. Jedzenie przynosił im 22-letni wówczas Franciszek.
Chaim i Hinda ukrywani byli do końca lipca 1944 r., kiedy do Międzyrzeca wkroczyły wojska radzieckie. Nie przeżył nikt z ich rodzin. Być może to skłoniło ich do założenia własnej: dwa lata później wzięli ślub.