Rodzina Skorulskich od pokoleń zamieszkiwała Wileńszczyznę. Leokadia Gaweł wraz z rodzeństwem i rodzicami – Konstantym i Heleną mieszkali we wsi Zulów, między miasteczkami Podbrodzie i Święciony, 50 km od Wilna.
Skorulscy, średniozamożni chłopi, posiadali własne gospodarstwo. Rozmówczyni tłumaczy: „Pietnaście hektary. To po Piłsudskim dostał, bo ojciec był tam w wojsku… po Piłsudskim dostał, te ziemie. (…) Dziadek współpracował z Piłsudskim, ja też bym tam chętnie pojechał, a nigdy nie miałem okazji” – dodaje wnuk Sprawiedliwej.
Skąd znali Żydów?
Konstanty jeździł raz w tygodniu na bazar do Podbrodzia, tam spotykał się z Żydami. Miasto przed wojną w jednej trzeciej było zamieszkane przez obywateli wyznania mojżeszowego.
Skorulski oprócz pracy we własnym gospodarstwie, zatrudniał się u Borucha Szapiro - handlarza drzewem z Podbrodzia. Leokadia opowiada: „on pracował gdzieś w lesie. I tam mój ojciec też u niego właśnie pracował”.
Pomoc
W listopadzie 1943 r. Boruch Szapiro poprosił Skorulskich o schronienie i pomoc dla siebie i rodziny: żony Ziedy oraz trzech córek: Mirki, Lipki i Heni. Leokadia miała wtedy szesnaście lat. Opowiada o dzieciach: „oni byli takie same, jak i my. Jak Czesiek - mój brat. On ’25. rocznik był, no, to ta starsza, ona chyba ’27 była. No i później była druga, a ta trzecia to miała siedem lat, bo mój brat najmłodszy też miał siedem lat”.
Rodzina Skorulskich stanęła przed dylematem: „ojciec przyszedł do mamy i mówi, że taka i taka sprawa, [Żydzi] przyszli i chcieli, czy my mogli by przechować przez jakiś czas. No, a mama też, tu dzieciaki przecież, nas było czworo, przecież to był strach. Ale później on drugi raz przyszedł, no i rodzice się zgodzili, przyjęli ich. I oni przyszli całą rodziną, troje było dzieci i ich dwoje”.
Przez siedem miesięcy, do maja 1944 r., Skorulscy w piwnicy pod własną chatą, zapewniali schronienie pięcioosobowej rodzinie Szapiro. O ukrywanych nie dowiedział się nikt z sąsiadów ani rodziny.
Kryjówka
Konstanty zbudował pod podłogą specjalny schowek, według relacji Leokadii: „tej piwnicy to tak było, dwa na trzy [metry], więcej nie było”.
Wejście do schowka było specjalnie zasłonięte: „takie wchodzenie było i tam beczka z kapustą stała. Beczkę się zakręciło i koniec. Nie można było [wejść]”.
Warunki życia w kryjówce były bardzo ciężkie: „to była piwnica, tam się ziemniaki trzymało, jak ziemniaki nie zmarzły to i ludzie nie zmarzli. Mama od czasu do czasu nosiła tam węgiel w wiadrze. Normalny drzewny węgiel i tam się trochu nagrzewało. Taki żar. Tylko, że dużo to nie można było, bo to czad był. A to przecież zaduch, nie było powietrza. Okropne to było”.
Żydowska rodzina przez cały dzień siedziała w schronie. Piwnica była ciemna, od czasu do czasu zapalali tam małą świeczkę. Aby nie odzwyczaić oczu od światła, w nocy wpatrywali się w blask odbijającego się śniegu i księżyca. Nocą Skorulscy umożliwiali ukrywanym wyjście do domu i kąpiel w bani. Wtedy Zieda Szapiro robiła pranie dla swojej rodziny.
„I wychodzili, tak przyszli na noc dajmy na to do kuchni, porozmawiali, tam mieli coś może takiego lepszego, raz, dwa, trzy zjedli, a jak pies chał-chał to od razu wrócili i nie ma nikogo” - wspomina rozmówczyni.
Jedzenie
Według słów Leokadii, ukrywani jedli podobnie, jak rodzina Skorulskich. Podstawą wyżywienia były plony z własnego gospodarstwa. Ukrywani uczestniczyli w wydatkach na jedzenie ze sklepu: „on trochę dawał, oni mieli trochę pieniędzy”.
Zieda mimo ekstremalnych warunków trzymała się żydowskich zakazów religijnych: „ona nie jadła świńskiego [mięsa], a on jadł z dziećmi. On z dziećmi jadł i się śmiał z niej. No śmiał się z niej, że czego nie je? A ona nie jadła”.
Boruch przekazywał też Skorulskim pieniądze na tacę, do kościoła. Rozmówczyni opowiada: „Jak szliśmy do kościoła, to zawsze dawał pieniądze, żeby na tackę dać. Tam po parę groszy”.
Koniec wojny
„A jak ich już tam można było wywieść [po wkroczeniu Armii Czerwonej], to wtenczas ojciec konie zaprzęgnął do woza, i załadował, i tam zawiózł do ichniego domu, z powrotem” relacjonuje pani Gaweł.
Po wojnie
Wkrótce po wojnie Boruch Szapiro uratował życie Leokadii Gaweł, dostarczając trudno osiągalny wówczas lek.
Rodzina Skorulskich przeniosła się do Starogardu Szczecińskiego. „Ojcu groziło wywiezienie na Syberię, na Sybir. Na białe [niedźwiedzie], bo za bogaty był. Piętnaście hektarów miał”.
Po wojnie Szapiro na krótko pozostali w Podbrodziu, następnie wyjechali do Izraela, skąd korespondowali ze Skorulskimi. Leokadia Gaweł opowiada: „Ten Żyd się jakoś dowiedział to i tamto, bo wiedział, gdzie myśmy wyjechali. No, to tam pisał, nawet paczki parę razy przysłał, pomarańcze. Ale u nas to tam kradli, rozbierali”.
Kontakt między rodzinami zanikł na lata: „zaginęło to wszystko, ojciec nie umiał pisać, mama też i my przyjechali tu, to też była bieda, poszliśmy do roboty i to się nikt nic tym nie interesował”.
Po wyjściu za mąż Leokadia zamieszkała we wsi Cewlino koło Koszalina. „Mój mąż, on był taki mądrzejszy i jak zaczął to ściegować, jak zaczął wszędzie cudować, pisać po Warszawach i spotkał takiego Żyda w Warszawie. Z tym Żydem tak się dogadali, że ten Żyd i ten nasz Żyd byli kolegami. I tak poinformowali, że oni w Izraelu są. I dopiero mój mąż napisał do Izraela i to się wszystko tak odkręciło”.
Leokadia, na zaproszenie Mirki, pojechała w 1991 r. do Izraela, była tam 6 tygodni. W 1994 r. w Szczecinie została odznaczona medalem Sprawiedliwej wśród Narodów Świata. Odznaczenie otrzymała pośmiertnie cała rodzina Skorulskich oprócz najmłodszych dzieci.
W 2000 r. Mirka z wnuczką przyjechały do Polski, a rodzina Leokadii towarzyszyła im w podróżach po kraju. Pani Gaweł miała przez lata telefoniczny kontakt z Mirą, teraz ponieważ Mirka zmieniła numer telefonu, a reszta jej rodziny nie mówi po polsku, kontakt się przerwał.