W latach okupacji niemieckiej Zygmunt i Wanda Brunowie oraz ich córki, Alina i Irena, mieszkańcy Ośnicy Małej na Wołyniu, udzielali pomocy żydowskiemu znajomemu, Dawidowi Princentalowi (po wojnie Printal), który uciekł z obozu pracy przymusowej w pobliskim Łucku. Mężczyzna ukrywał się w domu Brunów od zimy 1942 do wiosny 1943 roku.
„Wiosna wtargnęła przez okna do domu. Pamiętam to ciężkie uczucie kiedy widziałem kwitnące drzewa i kwiaty. Czy to jest możliwe, że po tym wszystkim co się stało [po Zagładzie – red.], przyroda pozostała ta sama?”, pytał Dawid Princental po wojnie, wspominając czas, gdy ukrywał się w domu Brunów.
Rodzina Brunów z Ośnicy Małej koło Łucka
Zygmunt i Wanda Brunowie oraz ich córki, Alina i Irena, mieszkali podczas II wojny światowej w Ośnicy Małej koło Łucka (województwo wołyńskie). Przed zajęciem pobliskiego Łucka przez Niemców 25 czerwca 1941 r., Irena pracowała w mieście jako urzędniczka w banku. Tam zaprzyjaźniła się z Dawidem Princentalem, który później trafił do obozu pracy przymusowej, utworzonego przez Niemców 19 października 1941 roku. W grudniu utworzono także getto.
Gdy Princental dowiedział się o pierwszej akcji eksterminacji miejscowych Żydów, która odbyła się między 17 a 23 sierpnia 1942 r. w łuckim getcie, postanowił znaleźć schronienie poza obozem. Na próżno szukał pomocy wśród znajomych Polaków i Ukraińców. O świcie 12 grudnia wrócił do obozu. Tymczasem w odpowiedzi na kolejną niemiecką akcję eksterminacyjną, żydowski ruch oporu rozpoczął w obozie powstanie. Princental postanowił wtedy odnaleźć swoją dawną koleżankę z pracy, Irenę Brun.
Napięcie. Pomoc rodziny Brunów dla Żyda
„Przybyłem do nich przed wieczorem i poprosiłem, żeby pozwolili mi przenocować jedną noc. Pan Brun widząc mnie w takiej sytuacji zgodził się. Czułem napięcie, które zapanowało tego wieczoru w ich domu” – wspominał w powojennej relacji.
W grudniu 1942 r. rodzina Brunów zgodziła się pomóc Dawidowi Princentalowi, udzielając mu schronienia. Mężczyzna pomagał w pracach domowych.
„Nastąpił ranek, a z nim ogromny strach i pytanie: co robić, dokąd iść? Postanowiłem czymś się zająć. Wszedłem do kuchni, rozpaliłem ogień w piecu i zacząłem obierać ziemniaki na śniadanie. Moi gospodarze zdumieli się widząc mnie, ale jednocześnie byli zadowoleni, że pewne prace w domu zostały zrobione zanim wstali. […] Za oknem pojawiły się pierwsze znaki ciężkiej i mroźnej zimy. Na tym tle moi gospodarze nie mieli sumienia, by skłonić mnie do opuszczenia domu. Pozostałem u nich na następną noc i znowu pomagałem w gospodarstwie domowym”.
Pobyt Princentala w domu Brunów przedłużył się do blisko sześciu miesięcy. W tym czasie utrzymywali go i traktowali jak członka swojej rodziny.
„Pan Brun starał się przez cały ten czas rozpędzić niepokój i napięcie jakie panowało w domu z powodu mojego pobytu. Nie jeden raz były ku temu ważne przyczyny. Pewnego dnia złapano Żyda ukrywającego się u Polki, pani Wilk, która zapłaciła życiem za udzielenie mu pomocy. Inna wiadomość głosiła, że złapano Żydówkę, Ryfkę Barasz, spacerującą po ulicach miasta w godzinach wieczornych”.
Życie w ukryciu. Dawid Princental w domu Brunów
Ukrywany wieczorami wychodził do miasta i odwiedzał znajomych chrześcijan. Próbował dowiedzieć się czy w Łucku żyją jeszcze inni Żydzi i gdzie ukrywają się. Czasami wychodził także bez celu, ryzykując życiem. Tak spotkał Szmuela Szulmana, który ukrywał się w okolicach miejscowej cegielni: „Nie mam wątpliwości, że moje opowiadania dodawały otuchy rodzinie Brunów. Z biegiem czasu pojąłem, że ludzie chętniej pomagają tym, którzy są odważni i takim starałem się przedstawić”.
Nocami wiele rozmawiał z Zygmuntem Brunem, byłym oficerem, który opowiadał mu o wojnie rosyjsko-japońskiej. Był pewien, że trwająca wojna zbliża się ku końcowi:
„Ciekawy jest sposób myślenia różnych ludzi i ciekawe są źródła z których czerpią miłość dla bliźniego. Pan Brun jako wojskowy nie był człowiekiem religijnym, kochał naturę, zwierzęta, roślinność i przede wszystkim wierzył w człowieka. W chwilach przygnębienia mówił: »Panie Dawidzie, jestem stary i widziałem wiele w życiu. I oto doszedłem do wniosku, że wszystko przemija, tak dobro jak i zło. Wierz mi, że okupacja niemiecka minie jak zły sen«”.
Jego żona, Wanda, była osobą bardzo religijną. W czasie przygotowań do Wielkanocy w 1943 r. zwróciła uwagę na wzruszenie, jakie ogarnęło Dawida:
„Zaczęła mnie pocieszać: »Nastąpi dzień, kiedy ty także założysz rodzinę i będziesz spędzać swoje święta wśród kochanych przez siebie ludzi«. Pamiętam, że innym razem po wizycie księdza wyszła z twarzą pokrytą łzami i powiedziała: »Teraz jestem już zupełnie spokojna. Ksiądz proboszcz Bukowiński powiedział mi, że ukrywając Żyda u siebie w domu, spełniam najważniejsze przykazanie«. Po miesiącach pełnych napięcia, po nieprzespanych nocach, poparcie moralne księdza zadziałało na nią jak uspakajający lek. […] Wiosna wtargnęła przez okna do domu. Pamiętam to ciężkie uczucie kiedy widziałem kwitnące drzewa i kwiaty. Czy to jest możliwe, że po tym wszystkim co się stało, przyroda pozostała ta sama?”.
Uhonorowanie rodziny Brunów tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata
Na wiosnę 1943 r. Princental opuścił dom Brunów, chcąc dołączyć do partyzantki, lecz nie zrealizował tego planu. Aż do wyzwolenia w lutym 1944 r. pozostał z nimi w kontakcie. Po wojnie wyjechał z Polski do Izraela.
22 października 1980 r. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie, na wniosek Dawida Princentala, uhonorował Zygmunta i Wandę Brunów oraz ich córki Alinę Hańko i Irenę Gumułkę tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.