Aleksander Ładoś (1891–1963)

Był polskim dyplomatą i politykiem, posłem RP na Łotwie (1923–1926), konsulem generalny RP w Monachium (1927–1931), posłem RP w Szwajcarii (1940–1945). Podczas II wojny światowej należał do tzw. grupy berneńskiej – polskich dyplomatów i żydowskich działaczy politycznych, którzy wspólnie uzyskiwali paszporty krajów Ameryki Łacińskiej w celu ratowania Żydów od Zagłady. Poznaj historię Aleksandra Ładosia, czytaj o mechanizmach udzielanej przez niego pomocy i zobacz kogo ocalił.

„Akcja polega na uzyskiwaniu od przyjaznych nam konsulów południowoamerykańskich paszportów […]; dokumenty te pozostają u nas, a fotokopie wysyła się do kraju; ratuje to ludzi od zguby […]” – depesza z maja 1943 r. wyjaśniała działania tzw. grupy berneńskiej, polskich i żydowskich współpracowników, wśród których istotną rolę odgrywał Aleksander Ładoś, szef poselstwa RP w Bernie podczas II wojny światowej.  


Pochodził ze Lwowa, jego ojciec Jan był urzędnikiem pocztowym. W 1910 r. podjął studia historyczne na Uniwersytecie Lwowskim. Wówczas włączył się w działalność tajnej organizacji Legia Niepodległości, wstąpił do Polskiego Stronnictwa Ludowego „Piast”. Po wybuchu I wojny światowej współorganizował Legion Wschodni. Aresztowany na jesieni 1914 r., trafił do więzienia w Nowym Targu, skąd zwolniony otrzymał nakaz wyjazdu z Galicji. Przedostał się do Szwajcarii. Skończył studia we Fryburgu, równocześnie pracował dla Polskiej Agencji Prasowej.

Do kraju wrócił w 1919 r., podjął pracę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Posłował w Rydze, był konsulem w Monachium, gdzie z niepokojem obserwował rozwój nazistowskiej partii NSDAP.

W 1931 r., zwolniony z MSZ, zajął się doradztwem dla szwajcarskiego koncernu Hydro Nitro. Równocześnie zajął się dziennikarstwem – krytykował politykę zagraniczną Józefa Becka, sprzyjał Władysławowi Sikorskiemu.

Wybuch II wojny światowej, Ładoś posłem w Bernie

W październiku 1939 r. znalazł się w Paryżu. Wszedł w skład polskiego rządu na uchodźstwie jako minister bez teki, a pod koniec grudnia powołany został na szefa placówki w Bernie. Stanisław Nahlik, sekretarz poselstwa opisał go w następujący sposób: „okazałej postawy i tuszy flegmatyk. Przedwcześnie się postarzał, bo siwy zupełnie, choć dopiero po przyjeździe do Berna ukończył pięćdziesiątkę”.

Łatwo nawiązywał kontakty, swoim pracownikom pozostawiał dużą swobodę. Latem 1940 r. Aleksander Ładoś zatrudnił w Wydziale Konsularnym – do zajmowania się sprawami obywateli polskich żydowskiego pochodzenia – Juliusza Kűhla. Urodzony w Sanoku, w żydowskiej ortodoksyjnej rodzinie, Kűhl był doktorem nauk ekonomicznych.

Po pierwsze sprawy żydowskie

Po wybuchu wojny – w pierwszej kolejności – berneńska placówka zajęła się uregulowaniem statusu około czterech tysięcy Żydów, którzy przybyli z Polski do Szwajcarii jeszcze przed wrześniem. W związku z ustawą z marca 1938 r., pozbawiającą Żydów polskiego obywatelstwa, ludzie ci byli bezpaństwowcami i trafiali do obozów internowania. W październiku 1939 r. szef MSZ August Zaleski wydał oświadczenie o prolongowaniu paszportów Żydów przez polskie placówki i nieodbieraniu im obywatelstwa.

Juliusz Kűhl współpracował z lokalnymi gminami wyznaniowymi oraz żydowskimi organizacjami pomocowymi. Poselstwo włączyło się w pomoc uciekinierom w Szanghaju, wspierało polskich Żydów pozostających we Francji, przekazywało środki na utrzymanie tych, którym udało się przedostać na teren Szwajcarii, interweniowało w sprawie przebywających w Grecji i we Włoszech. 

Placówka pomagała także Żydom w okupowanej Polsce – pośredniczyła w przekazywaniu towarów, współpracowała z Międzynarodowym Czerwonym Krzyżem. Dzięki udostępnieniu kanałów dyplomatycznych przekazywała wiadomości z kraju oraz od organizacji żydowskich w Szwajcarii do Londynu i Stanów Zjednoczonych. 

„Wedle otrzymanych ostatnio licznych autentycznych informacji, władze niemieckie opróżniły getto w Warszawie, mordując bestialsko ok. 100 000 Żydów. Masowe mordy nadal trwają”, brzmiał fragment depeszy z 3 września 1942 r. – pierwszej wiadomości o likwidacji getta warszawskiego, która trafiła do Ameryki.  

Łapówka dla Himmlera za uwolnienie Żydów

Poselstwo stało się również „przekaźnikiem” negocjacji w sprawie uwolnienia Żydów za łapówkę dla Himmlera. Jedna z depesz  – nadanych przez Sternbucha (działacza organizacji żydowskich) w listopadzie 1944 roku – brzmiała:

„Nasz delegat przywiózł z Berlina propozycję złożenia większej sumy za stopniową ewakuację Żydów z Niemiec. Pertraktacje w toku. […] Nareszcie obiecano wstrzymać akcję eksterminacyjną w obozach”.

Dr Danuta Drywa, badaczka z Muzeum Stutthof, wyjaśnia na łamach portalu Dzieje.pl: „Aleksander Ładoś zezwolił na korzystanie z polskiego tajnego kodu dyplomatycznego, co było tu o tyle ważne, że pozwoliło przesyłać do Stanów Zjednoczonych informacje niezrozumiałe dla alianckich i szwajcarskich cenzorów, którzy utrudniali przekazywanie wiedzy o prawdziwym wymiarze zbrodni dokonywanych przez Niemców w okupowanej Polsce”.

W lutym 1945 r. szwajcarskie radio informowało o uwolnieniu przez Himmlera i przybyciu do Szwajcarii 1210 Żydów z niemieckiego obozu koncentracyjnego w Terezinie oraz zapowiadało kolejną grupę 556 osób. 

Tzw. Grupa Berneńska

W 1941 r. Aleksander Ładoś oraz inni pracownicy poselstwa w Bernie rozpoczęli nieformalną współpracę z działaczami organizacji żydowskich, tworząc tzw. grupy berneńską (choć jej członkowie działali nie tylko Bernie).

Grupa, w ramach prowadzonych przez placówkę dyplomatyczną spraw paszportowych, zajmowała się pozyskiwaniem od konsulów południowoamerykańskich – za darmo bądź za opłatą – paszportów (lub blankietów do uzupełnienia), które przekazywano Żydom.  

W grupie, poza pracownikami poselstwa RP, działali państwo Recha i Icchak Sternbuchowie z Montereux (założyciele organizacji Pomoc Żydowskim Uciekinierom z Szanghaju), Abraham Silberschein (prawnik, poseł na Sejm, założyciel organizacji Komitet Pomocy Żydom Dotkniętym Wojną z siedzibą w Genewie) czy działacze Agudat Israel w Szwajcarii, przede wszystkim Chaim Eiss w Zurychu. Grupie pomagał też m.in. nuncjusz Filippe Bernardini, z którym Kűhl przyjaźnił się (co niedziela rozgrywali mecz w ping-ponga).

Sprawa paszportowa 

Akcja rozpoczęła się wiosną 1941 r. od współpracy z Rudolfem Hugli, paragwajskim konsulem – postacią ważną, acz kontrowersyjną – sprawę traktował na zasadzie transakcji handlowej.

„W początkowym okresie starania o dokumenty były bardzo trudne i miały charakter jednostkowy – poszczególne rodziny kupowały paszporty dla swoich bliskich i wysyłały je do Polski”, napisała  Agnieszka Haska w artykule opublikowanym na łamach „Zagłady Żydów” w 2015 roku.

O akcji wiedział polski MSZ. W depeszy z 19 maja pisano do Ładosia:

„Ministerstwo było ostatnio informowane przez organizacje żydowskie jakoby istniała możność indywidualnego ratowania żydów przed uśmierceniem ich ze strony Niemców na zasadzie paszportów krajów Ameryki Południowej. Paszporty te są wydawane przez przedstawicielstwa tych krajów, urzędujących w Szwajcarii. […] Ministerstwu przekazano pewną ilość danych personalnych wraz z fotografiami osób w Polsce dla uzyskania paszportów krajów Ameryki Południowej. Posiadacze paszportów […] są jakoby wywożeni następnie z Polski i umieszczani głównie w miejscowości kuracyjnej Vittel we Francji. Załączone dane personalne wraz z fotografiami Ministerstwo prosi doręczyć osobie, która Pan Poseł uważa za godną zaufania […]. Momenty natury ściśle humanitarnej nakazują nam pójście jak najdalej na rękę w tego rodzaju sprawach”. 

Według dokumentów placówki wyrobienie jednego paszportu kosztowało 500–1000 franków (przy średniej płacy 2 franki za godzinę). Pieniądze na sfinansowanie pracowników konsulatów południowoamerykańskich, „honoraria” dla konsulów, koszty wysyłki dokumentów do adresata, płynęły od amerykańskich środowisk żydowskich przez konsulat RP w Nowym Jorku i przez Londyn.  

Dokumenty według list dostarczonych przez Sternbuchów i Adolfa Silberscheina, wypełniali odręcznie konsulowie honorowi, wicekonsul Konstanty Rokicki  i prawdopodobnie także Juliusz Kűhl. Oryginał paszportu pozostawał w konsulacie. Kopię bądź promesę paszportu – poświadczoną notarialne – placówka wysyłała do właściciela.

Jak zapisał w notatce z października 1943 r. Heinrich Rothmunda, szef szwajcarskiej policji, która od jesieni 1943 r. prowadziła śledztwo w tej sprawie:

„Konsulat wysyłał fotokopię do właściwego niemieckiego urzędu w Generalnym Gubernatorstwie – w Warszawie albo Krakowie. Na podstawie tego dokumentu dana osoba nie była kierowana do obozu zagłady, lecz do obozu dla internowanych”. 

Żydzi w getcie warszawskim, którzy dokumenty otrzymali po tzw. wielkiej akcji likwidacyjnej, byli internowani na Pawiaku a następnie w obozach w Vittel we Francji i w Bergen-Belsen. Silberschein depeszował do polskiego MSZ i Światowego Kongresu Żydów w Stanach Zjednoczonych, 12 maja 1943 roku:

„Akcja polega na uzyskiwaniu od przyjaznych nam konsulów południowoamerykańskich paszportów, w szczególności Paragwaju i Hondurasu; dokumenty te pozostają u nas, a fotokopie wysyła się do kraju; ratuje to ludzi od zguby, bo jako „cudzoziemcy” umieszczani są w niezłych warunkach w specjalnych obozach, gdzie mają pozostać do końca wojny i gdzie mamy z nimi kontakt listowny. Konsulom składamy pisemne zobowiązanie, że paszport służy do ratowania człowieka i będzie wykorzystany inaczej”.

W rezultacie udało się zdobyć paszporty Paragwaju, Hondurasu, Kostaryki, Gwatemali, Haiti, Salwadoru, Peru, Boliwii, Ekwadoru, Nikaragui, Panamy, Urugwaju i Wenezueli.

Szwajcarska policja na tropie

„Proceder” trwał do momentu, kiedy szwajcarska policja wszczęła śledztwo. Jesienią 1943 r. rozpoczęła się seria przesłuchań. Na poselstwo RP naciskano, żeby zwolnić Juliusza Kűhla. Również Ładoś składał wyjaśniania w szwajcarskim MSZ. Poseł tłumaczył, że celem nielegalnej działalności było ratowanie życia ludzkiego, jednocześnie „szantażował”, że ujawni jak Szwajcarzy dostarczają paszportów Żydom przekraczającym granicę w drodze do neutralnej Portugalii i Hiszpanii. 

W związku z postępowaniem Szwajcarów, Niemcy zażądały od państw Ameryki Południowej ustalenia, czy posiadacze paszportów są rzeczywiście ich obywatelami. Władze państw latynoamerykańskich odmówiły uznania paszportów. Niemcy wysłali wówczas do obozu w Vittel komisję weryfikującą paszporty. Jak pisała Haska:

„Kiedy właściciele paszportów wydanych w ramach tej akcji zostali poddani weryfikacji przez urzędników niemieckiego MSZ, Ładoś słał wiele depesz do Londynu z prośbą o interwencję. Niestety w międzyczasie zaszły poważne komplikacje w tej sprawie […] powodowały nie tylko zahamowanie wydawania nowych paszportów pol. Amerykańskich lecz spowodowały zakwestionowanie ważności poprzednio wydanych już dokumentów […]. Trudności te spowodowały między innymi likwidację wzgl. cofnięcie exequatur kilku konsulom południowoamerykańskim na terenie Szwajcarii”.

Ładoś depeszował w styczniu 1944 r. do polskiego MSZ:

„W tych warunkach uzyskiwanie dalszych paszportów […] stało się całkowicie uniemożliwione – w danej chwili chodzi tylko o ratowanie tych ludzi, którzy dzięki poprzednio uzyskanym dokumentom znaleźli się w obozach internowania a obecnie zagrożeni są deportacją”.

Formalnymi i nieformalnymi kanałami starano się wpłynąć na państwa Ameryki Łacińskiej, by uznały „lewe” paszporty. Zanim się to udało, większość właścicieli paszportów została skierowana do obozu w Auschwitz. 

Ocalali dzięki „lewym” dokumentom

Z około czterech tysięcy wystawionych paszportów uratowało się kilkuset ich posiadaczy. W obozie Vittel przeżyło kilkanaście osób, znacznie więcej w Bergen-Belsen (część zmarła podczas epidemii tyfusu) i innych obozach.

Juliusz Kűhl został zmuszony do opuszczenia Szwajcarii, mimo żony Szwajcarki i dwójki urodzonych w tam dzieci. Rodzina osiadła w Toronto. Wojennymi przeżyciami Kűhl dzielił się jedynie z najbliższymi. „Nie był zainteresowany sławą […] Ludzie pytają, czemu nie upowszechnił tej historii. Bo był zbyt zapracowany”, tłumaczył w wywiadzie dla gazety „Globe” jego zięć Israel Singer. „Próbował na nowo zbudować życie – jak wszyscy ocalali”. Zmarł w 1985 r. w Miami. 

Aleksander Ładoś złożył rezygnację ze stanowiska, kiedy w lipcu 1945 r. rząd Federacji Szwajcarskiej uznał istnienie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej. Zamieszkał w Lozannie, następnie pod Paryżem, nie udzielał się politycznie. Na trzy lata przed śmiercią w 1963 r. przeniósł się do Warszawy. 

W latach 90. rodzina Ładosia podjęła starania o uhonorowanie go tytułem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata przez Instytut Yad Vashem w Jerozolimie. „Niestety, ówczesne kryteria przyznawania wykluczały odznaczenie bez zeznań uratowanych Żydów. Większość z nich zapewne nawet nie wiedziała, że zawdzięczają przetrwanie poselstwu RP w Bernie i jego posłowi”, pisze Agnieszka Haska.

Karolina Dzięciołowska, red. Klara Jackl, luty 2019 


„Przed konsulatem widziałem tłum uchodźców z Polski”

Czytaj więcej o Sprawiedliwych dyplomatach ratujących Żydów podczas Zagłady »


Bibliografia: