Konrad Rudnicki jest profesorem astronomii i teologii, duchownym i teologiem Kościoła Starokatolickiego Mariawitów, od 1979 r. ministrem generalnym Zgromadzenia Mariawitów.
Na początku XX w. rodzice Konrada Rudnickiego – Maria i Lucjan uczestniczyli w nielegalnej działalności antycarskiej i rewolucyjnej prowadzonej przez Polską Partię Socjalistyczną. Matka była współpracownicą Józefa Piłsudskiego, następnie zmieniła orientację z socjalistycznej na komunistyczną.
Lucjan Rudnicki (ur. 02.01.1882 r. w Sulejowie, zm. 08.06.1968 r. w Warszawie) był literatem, za swoją działalność polityczną więziony i zesłany na 3 lata do Guberni Archangielskiej. Zbiegł stamtąd i brał udział w I Wojnie Światowej przeciw Niemcom, za co w latach 1916-1918 był internowany w Szczypiornie, Hawelbergu i Modlinie.
Rudniccy mieli trójkę dzieci – najstarszy syn i córka wcześnie umarli, dorosłego wieku dożył najmłodszy syn - Konrad. W 1939 r. zamieszkali w Sulejowie w województwie łódzkim. Lucjan znalazł się na niemieckiej liście osób skazanych na wywózkę do obozu koncentracyjnego. Dowiedział się o tym od znajomego volksdeutscha. W porę uciekł z Sulejowa, przez całą wojnę ukrywał się, i rzadko kontaktował się z rodziną.
Sulejów przed wojną
Przed wybuchem wojny Sulejów był zamieszkany w 1/3 przez ludność żydowskiego pochodzenia. Konrad Rudnicki opowiada o rodzinnym mieście: „wszystkie dzieci się bawiły razem, jak kiedyś przypominam sobie szkołę, to wspomina się koleżanki Żydówki tak samo, jak i innych”.
I dalej:„w Sulejowie istniała Narodowa Demokracja i to bardzo zorganizowana. Tam byli ludzie, którzy córki za Żyda by nie wydali czy odwrotnie, syna z Żydówką, to był skandal dla takiego człowieka.
Miałem wujka, który był chyba antysemitą. Mówił, że on wszystko rozumie, tylko dlaczego Jezus i Matka Boska musieli być Żydami. To mu się jakoś nie podobało. Ale w czasie wojny pomagał Żydom. To znaczy nie z narażaniem się, bo to już by było za dużo. Ale kiedy Żydzi byli w skrajnej nędzy to im pomagał ile mógł, bo uważał, że jest chrześcijaninem, powinien biednemu człowiekowi pomóc”.
Weintraubowie i Rozenthalowie
Maria z Konradem mieszkali w dzielnicy Sulejowa, w której w 1940 r. Niemcy utworzyli (otwarte) getto. Ich sąsiadami była żydowska rodzina Weintraubów, z którymi Rudniccy podtrzymywali przyjazne stosunki. „U nich był ogromny tłok w domu, dlatego że przybyli uciekinierzy z Łodzi i z Warszawy, z początku nie wydawało się to wszystko groźne, ale tłok był tłokiem. I jedna z krewnych państwa Weintraubów nocowała u nas. Tak że w ogóle były takie bliskie stosunki. Moją pierwszą miłością była jedna z Weintraubówien [- Lusia], to była zresztą bardzo ważna [osoba] w moim życiorysie”.
W relacji zdeponowanej w archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego, Rudnicki pisze o tym okresie: „dla Weintraubów i ich krewnych Rozenthalów prowadziliśmy »skrzynkę pocztową«, to znaczy, że otrzymywali listy na swoje imiona, ale na nasze nazwisko i adres, co przeciwdziałało antysemickim wybrykom władz okupacyjnych”.
Inną formą pomocy było na początku wojny „załatwianie licznym Żydom spraw poza dzielnicą (np. zakup towarów ze sklepów), co dla nas ze względu na swobodę poruszania się, było dość proste”.
Wysiedlenia
Gdy do Sulejowa doszły pierwsze pogłoski o planowanym „wysiedleniu” Żydów, Maria Rudnicka przekazała powielone metryki urodzenia swoich nieżyjących dzieci - Elżbiety i Kazimierza, rodzinom Rozenthalów i Weintraubów. Z dokumentów korzystało 7 osób: Elżbieta Taksin, Wiera Rozenthal, jej syn Jakub, Ignacy, Henryk (Hilel), Matylda Weintraub i Elżbieta Tulska.
Metryki mogły umożliwić zdobycie kennkart. Według relacji syna, Maria Rudnicka, zaczęła u znajomych urzędników starać się o wyrobienie fałszywych papierów.
„Data deportacji - 14.10.1942 r. zaskoczyła nas nie do końca przygotowanych” – opowiada Konrad. Rudnickiej nie udało się zorganizować dokumentów. Żydowskie rodziny zdecydowały się uciekać z Sulejowa, „poszli nocą, małymi grupkami w kierunku Końskich”. Tam ukryli się w domu Klementyny Margasińskiej i jej córki Krystyny.
Z relacji Rudnickiego wiemy też, że „Elżbieta Tulska ufając, że to tylko »wysiedlenie«, poszła z transportem (pieszo do Piotrkowa Trybunalskiego, dalej koleją) i zginęła albo po drodze, albo w Treblince, do której transport został skierowany”.
Wiera Rozenthal
Rozenthalowie uciekali z Sulejowa na piechotę, to zadanie było ponad siły seniorki rodu - Wiery.
Rudnicki opisuje sytuację: „pani Wiera została do nas przyprowadzona nocą na kilka godzin przed deportacją i jako »chora ciotka« położona do łóżka, a po pewnym czasie, zameldowana przez znajomego urzędnika (załatwił jakoś formalny dokument kradzieży jej kennkarty w podróży)”.
Maria Rudnicka postanowiła przechować starszą kobietę u siebie. „Przeniesiono małymi partiami (żeby nie budzić podejrzeń) rzeczy osobiste pani Wiery Rozenthal do naszego domu. O ile pamiętam to była [u nas] około sześciu tygodni” - wspomina Konrad.
Mieszkanie
Rudniccy mieszkali w sporym domu „tam były cztery pokoje, kuchnia, taki mały służbowy pokoik. Część była zajęta bądź pod szkołę niemiecką, dla niemieckich dzieci, bądź czasami wojsko tam spacerowało, ostatnio tam manewry były. Więc myśmy mieli dwa pokoje tylko.
W jednym pokoju była ciotka, w drugim się przyjmowało gości, to było wiadomo – tam była ciotka chora i sobie leży. Myśmy w ogóle nie zmienili trybu życia. Wszystko normalnie”.
Kosztowności
Przez zimę i wiosnę 1943 r. Rudniccy przekazywali do Końskich rzeczy, które Weintraubowie i Rozenthalowie zostawili im na przechowanie. Pomagała w tym też Krystyna Margasińska. Konrad wspomina: „ona przez jakiś czas była łącznikiem między Rozenthalami a nami, oni pewne rzeczy u nas zdeponowali i ich potrzebowali potem. To ona je woziła. I ja pakowałem różne rzeczy. Całą logistykę robiła moja matka oczywiście”.
W domu Rudnickich „pozostały tylko pamiątki rodzinne: dokumenty i fotografie, odebrane po wojnie przez Lusię (Pesę) Weintraubównę oraz biblioteka, którą po wojnie zgodnie z życzeniem pozostałych przy życiu członków obu rodzin, przyjęliśmy jako dar i włączyli do naszej biblioteki” - czytamy w relacji dla ŻIH-u.
Na pytanie o sposoby, w jakie Rozenthalowie odwdzięczali się za pomoc, Konrad odpowiada: „oni mi na przykład podarowali piękną lupę, co przydała mi się jak byłem filatelistą”.
Przenosiny do Końskich
Konrad Rudnicki opowiada: „pobyt pani Wiery u nas stał się wiadomy kilku osobom, co do których dyskrecji nie mogliśmy być całkiem pewni”. Zapadła decyzja o wyjeździe Rozenthalowej do domu Margasińskich, do Końskich.
O całym przedsięwzięciu czytamy: „22. grudnia ucharakteryzowaliśmy [panią Wierę] na małomiasteczkową babę. Mama dała jej książeczkę do nabożeństwa, żeby otworzyła i sobie czytała. Kupiło się jej bilet, posadziło w kolejce sulejowskiej, ona tam siedziała i cały czas modliła się, do Piotrkowa. Dalej przesiadła się, dostała się do Końskich - tam była reszta Rozenthali”.
Brakuje informacji o dalszej historii rodziny.
Lusia Weintraubówna
„Z Lusią to było [tak, że] rodzice jej zginęli a ona sama dwa razy właściwie otarła się o śmierć. Raz ją wyrzucono, jechała już nie wiem czy do Oświęcimia czy do Treblinki i ktoś ją wyrzucił przez okno z wagonu towarowego. Po prostu. I potem za nią wyskoczył”- opowiada Rudnicki.
I kontynuuje zasłyszaną historię: „ona miała dowód aryjski, ale podrabiany. I łatwo było [to] sprawdzić. I [raz] całą grupę Żydów zagarnięto gdzieś tam, postawiono, ściśnięto w jakieś miejsce i że nie mieli już żadnej nadziei na nic, zaczęli mówić w jidysz między sobą. I ją to oburzyło, ich zachowanie, przecież coś jeszcze można zrobić. I ona była w ogóle dobrą aktorką. I do Niemca, który ich pilnował, z oburzeniem na nich, się zwróciła: »Pan ma prawo mnie aresztować ale pan nie ma prawa mnie trzymać z Żydami!«. I teraz co Niemiec miał zrobić – tu jest jedno pomieszczenie, on jeden pilnuje, więc kazał się jej wynosić. W ten sposób uszła”.
Po wojnie
„[Lusia] chyba jeszcze żyje, była w Polsce, rozmawiała ze mną ale warunek, że nie będziemy rozmawiać o wojnie. Dlatego ja bardzo mało o niej wiem, tylko o tym, co zaraz po wojnie mi opowiedziała - parę rzeczy. Wtenczas można było jeszcze z nią mówić” - wspomina badaczce Muzeum Historii Żydów Polskich Konrad Rudnicki.
Drugą osobą, której pomagali Rudniccy i której udało się przeżyć wojnę była Elżbieta Taksin. Kobieta podczas okupacji była w Warszawie, „przetrwała powstanie warszawskie. Po wojnie znalazła się z powrotem w stolicy, nawiązaliśmy kontakt, widywaliśmy się często” opowiada Konrad.
„Spytała się czy może zachować nazwisko Rudnicki, ojciec powiedział, że jemu będzie bardzo miło, że jego córka naprawdę żyje i myśmy się umówili, że będziemy się traktować jak brat z siostrą. Więc ja odzyskałem siostrę a matka – córkę”.[Audio15:19]
Kobieta w 1968 r. wyjechała z Polski:„za czasów drugiego Gomułki, kiedy ten antysemicki był, że Żydów nagle zaczęli zwalniać z pracy, kiedy musieli do siebie wyjechać i wtenczas Ela też wyjechała, do Norwegii”.
Konrad i Elżbieta nie zdążyli się już potem spotkać „w 78. r. , miesiąc po jej śmierci. Byłem na jej grobie. Przygotowałem się, żeby ją odwiedzić – a odwiedziłem tylko jej nagrobek”.
Klementynai Krystyna Margasińskie
Z relacji Konrada Rudnickiego dowiadujemy się o losach Klementyny i Krystyny Margasińskich: „matka za pomoc Żydom zginęła w Oświęcimiu, córka przeżyła cudem [Dachau] – zmarła po wojnie”. Obie kobiety 09.04.2002 r. zostały pośmiertnie odznaczone Medalami Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.
Inni pomagający
Rudnicki opowiada o kolejnych ukrywających:„mój wujeczny brat przechowywał przez kilka lat w swoim mieszkaniu Żydówkę, z którą się zaraz po wojnie ożenił. Czy to była sprawa przechowywania Żydów czy przechowywania swojej ukochanej? Można rozmaicie na to patrzeć. Dalej: moja znajoma, pani Anna Erhardówna z Sulejowa, pomagała przez cały czas przeżyć jednemu z Weintraubów. I on przeżył wojnę. Po wojnie ktoś go zastrzelił, to był jakiś rabunkowy napad, nie wiadomo. I też mówiono, że pomagała Żydom, a ona, że »przecież to był mój narzeczony«”.
Odznaczenie
Maria Rudnicka została odznaczona medalem Sprawiedliwej wśród Narodów Świata pośmiertnie. Jej syn wyjaśnia: „po wojnie, kiedy jeszcze żyła moja siostra to znaczy Ela Rudnicka, dawniej Taksin, rozmawiało się z mamą. Mama: »nie, przecież nie po to [pomagałam], żeby mieć jakiś z tego honor czy zysk« i zabroniła to robić. Natomiast po jej śmierci, kiedy zaczęto mówić, że Polacy prześladowali Żydów i tak dalej i tak dalej i przyczyniali się do ich śmierci, to pomyślałem, że dobrze żeby jeszcze jedno nazwisko – mojej matki, było jednak znane”.
Rudnicki dodaje: „myśmy nie ukrywali, że tak powiem Żydów tylko osoby, które były w ogóle w niebezpieczeństwie. Jakby to był kto inny, to by było tak samo. To nie było jakieś specjalnie dla Żydów”.
Partyzantka
W 1943 r. Konrad Rudnicki wstąpił do podziemia. Mówi na ten temat: „w partyzantce mnie miano za Żyda. I ja nie prostowałem tego. Nie potwierdzałem ani nie prostowałem. Ten, co mnie przyjmował, wiedział, co ja jestem. Ja byłem w Gwardii Ludowej, potem w Armii Ludowej. Oficjalny pseudonim miałem »Zemsta« a nazywano mnie »Twardowski«”.