Łucja Koch rozmawia ze swoją babcią, Dorotą Chaber, o jej szkolnej koleżance Jance Wałężance
Ostatnio prawie za każdym razem, gdy do niej przychodzę, babcia opowiada mi o swojej koleżance szkolnej Jance Wałężance, która uratowała wiele dzieci żydowskich: „Tarnów to było żydowskie miasto – uśmiecha się babcia, rozpoczynając często powtarzaną historię tonem wytrawnej korepetytorki. – Na 30 uczennic w mojej klasie było 5 katoliczek, a wśród nich Janka Wałężanka, bratanica tarnowskiego biskupa” – podkreśla z dumą i tłumaczy, że katoliczki chodziły do gimnazjum prowadzonego przez Urszulanki. Oprócz niego było w Tarnowie jeszcze tylko Gimnazjum Żeńskie im. Elizy Orzeszkowej, w którym większość uczennic stanowiły bogate Żydówki, „kupcówny”. Babcia opłacała niemałe czesne, dając im korepetycje. Bratanica arcybiskupa Leona Wałęgi była tu kimś nadzwyczajnym. Nie należała do licznej rzeszy babcinych uczennic, bowiem była bardzo zdolna.
Janka Wałężanka we wspomnieniach babci „świetnie się uczyła, była wesoła, pełna życzliwości dla całego świata. Studiowała farmację i potem pracowała w aptekach. Jak pisała, lubiła swoją pracę, dlatego że »dawała możność pomagania ludziom chorym i znękanym psychicznie, zwłaszcza w okresie okupacji hitlerowskiej«. Janka pomagała nie tylko lekami. W czasie okupacji zajmowała się ratowaniem dzieci żydowskich, ukrywając je w różnych ośrodkach wychowawczych. Po wojnie dostała medal Sprawiedliwej wśród Narodów Świata. Przyjeżdżały do niej z Izraela ekipy filmowe. Była zapraszana do Izraela i jeździła tam dwukrotnie. Na lotnisku witały ją entuzjastycznie koleżanki szkolne. Mieszkała u nich kolejno. Organizowały dla niej bankiety i przyjęcia”.
Ostatnio mówiła mi babcia, że te huczne przyjęcia to dlatego, że Janka ratowała też koleżanki z klasy. „Wszystkie się uratowały dzięki niej”. Kiedyś jednak babcia opowiadała, że prawie wszystkie jej koleżanki w czasie wojny zginęły. Być może Janka pomogła ocalić garstkę, może wszystkie – tego nie wiem. Prawie wszystkie, które się uratowały, wyjechały z Polski po wojnie. Babcia głęboko odczuwała tę stratę, szczególnie że sama zajęta pracą zawodową i rodziną nie utrzymywała z nimi kontaktu. Po latach, będąc na emeryturze, próbowała odszukać dawne przyjaźnie. Napisała też do Janki. Ta – relacjonuje babcia – „w obszernym liście napisała mi wszystko, co wiedziała o naszych koleżankach, również o tych, które nie mieszkały w Izraelu. Pisała, czym się zajmowały, wymieniła imiona ich mężów, dzieci, zięciów i synowych. Opisała stan zdrowia żyjących i daty śmierci tych, które zmarły. Nie mogę się nadziwić jej pamięci. Niestety o Anicie [najbliższej koleżance i wieloletniej uczennicy babci, która zaginęła po wojnie] nic nie wiedziała. Wiele moich koleżanek już wtedy nie żyło, teraz nie ma już i Janki”.
Janina Filozof-Wałęga napisała list do babci w 1984 roku. Pisze w nim, że w 1975 roku była w Izraelu „6 tygodni zaproszona przy innej okazji”. Sprawdziłam, że właśnie w 1975 r. Janina Filozof-Wałęga otrzymała tytuł Sprawiedliwej wśród Narodów Świata. Sama o tym babci nie napisała.
Cytaty pochodzą ze wspomnień spisanych przez babcię.