Already as a schoolboy and avid scout, the future literary critic and essayist Ryszard Matuszewski had many Jewish friends. Among those he remained close to in adulthood were writer Jan Kottand doctor Antoni Rosental, whom Ryszard and his wife, Beata, hid for some time in their apartment, located at Krasińskiego 18 in the Żoliborz district of Warsaw.
On behalf of the Żegota Council for Aiding Jews, Ryszard could offer financial aid to the literati who used his home as a shelter. His plight against the occupying forces included writing for the underground press and organizing clandestine literary activities. In addition to their friends, the Matuszewskis also harboured several Jewish women, ostensibly there as nannies and outfitted with Aryan papers. One of these women, Elżbieta Pawlowska, stayed with the Matuszewskis from winter, 1942, until spring, 1943. In this time, she took care of the Matuszewskis’ small daughter, Malgosia, and became a close friend of the family’s. Later, Elżbieta was arrested and taken to Auschwitz, but, fortunately, she was not found out to be a Jew.
From the spring of 1943 until the outbreak of the Warsaw Uprising, taking care of Malgosia were Zofia Zawadzka and a nurse named Tunia (later Szpilman). Meanwhile, the Matuszewskis wrote letters to Elżbieta in Auschwitz. Afterwards, they maintained friendly contacts with her and the others. Ryszard Matuszewski went on to write about the survivors and those who perished in his book “Alphabet”, as well as in many of his poems and literary sketches (including “My Unsaved”).
Breadcrumb
Stories of rescue
Rescuers
-
Ryszard Matuszewski, mąż
born 18 August 1914
died 2010 -
Beata Matuszewska, Żona
born 19 January 1915
Recognized as the Righteous Among the Nations:
- Ryszard Matuszewski
- Beata Matuszewska
Hiding
- Dawid Zeldin
- Mieczysław Jastrun
- Berta Rozental
- Elżbieta Pawłowska
- Tunia Szpilman
- Zofia Zawadzka
- Antoni Rozental
-
Jan Kott
born 14 October 1914 in Warszawa (mazowieckie)
died 23 December 2001 in
Hiding place
-
Warszawa 
The Matuszewski Family
Audio
-
[...] Pawłowska Elżbieta, urodzona [1]921. Ona już umarła w tym roku, w styczniu. [...] Pojawiła się w życiu moim i mojej pierwszej żony Beaty w kilka tygodni po urodzeniu się naszej córeczki, Małgosi, w październiku lub listopadzie [19]42 roku. Po prostu przyszła do nas z rekomendacji, spotkanej przez Beatę w parku żoliborskim opiekunki jakiegoś wożonego w wózku dziecka, by zaproponować swoje analogiczne usługi. Bardzo nam wtedy potrzebne [...]. Elżunia ujęła nas od razu swoim wyglądem, zachowaniem i dziewczęcym wdziękiem, nie mówiąc o schludności i kompetencjach pielęgniarskich, które były tu na najwyższym poziomie. Mało tego, była młodą osobą, kulturalną i oczytaną, czego przejawem był między innymi jej zachwyt poezją Juliana Tuwima, z którym to zachwytem zdradziła się już drugiego dnia pobytu u nas. Inna rzecz, że ten właśnie jej zachwyt poezją Tuwima, wydał mi się wówczas świadczyć o czymś, o czym nie powinienem był wiedzieć, a jeśli się domyślałem, nie powinienem był się z tym zdradzić. [...] Tak też oboje z Beatą uczyniliśmy. W ciągu półrocznej pracy Elżuni u nas w charakterze dziewczyny do dziecka, nigdy nie daliśmy jej poznać, że domyślamy się dlaczego podjęła się tej pracy i dlaczego ma w dokumentach ukraińskie nazwisko Pańczyszyn, dziwnie do niej nie pasujące. Zaprzyjaźniliśmy się serdecznie. Elżunia w ciągu, dosłownie kilku dni, stała się najmilszą naszą domowniczką i przyjacielem. Była żywa, bystra, inteligenta, pełna osobistego uroku. Wkrótce poznaliśmy też jej starszą przyjaciółkę, fachową pielęgniarkę Tunię. I ona miała dokumentny na ukraińskie nazwisko. Obie były ze Lwowa. Co do obu nie mieliśmy z Beatą wątpliwości, dlaczego opuściły Lwów, gdzie wiele osób zapewne znały i wszystko trwałoby zapewne w najlepsze dłużej, gdyby któregoś dnia wiosną [19]44 roku nie zadzwonił o siódmej rano dzwonek do drzwi, a w drzwiach nie ukazali się gestapowcy. Rzecz była niby w owym czasie zwyczajna, ale dla tych których to spotkało, wywołująca skurcz serca i przerażenie bez miary. W pierwszej chwili byłem zresztą przekonany, że przyszli po mnie, przyszli jednak po Elżunię. Dlaczego akurat po nią? Nie miałem żadnych wątpliwości. A jednak wcale nie było tak, jak oboje z Beatą myśleliśmy. Nie wiem do dziś, jaka jej nieostrożność sprawiła, że jej adres znaleźli u kogoś, kogo przedtem zgarnęli. Ale podstawą wcale nie było to, o czym my sami, tylko przed Elżunią to ukrywając, byliśmy przekonani. Gestapo, w jej wypadku, wcale nie wiedziało, że zgarnia osobę podlegającą ustawom norymberskim, bo gdyby wiedziało los jej byłby przesądzony, a i my zapewne ponieślibyśmy konsekwencje ukrywania osoby, która według owych hitlerowskich ustaw nie powinna była u nas mieszkać. Po krótkim pobycie na Pawiaku, Elżunię posłano do Oświęcimia, ale bez rozpoznania jej pochodzenia. Dzięki temu mogła przeżyć. Przeżyła. Przez znaczną część jej pobytu w obozie, ściślej do czasu wybuchu powstania w Warszawie i naszego znalezienia się po drugiej stronie frontu, posyłaliśmy Elżuni paczki i listy, które trzeba było pisać po niemiecku, i w których tylko to można było napisać, o czym było wiadomo, że nie wzbudzi podejrzeń hitlerowskiej cenzury.
Ryszard Matuszewski 03m 26s -
[...] matka Antka, pani Berta, a wówczas pani Bronisława przeżyła wojnę, ukrywając się pod różnymi adresami, między innymi u mnie. W rezultacie przemieszkała nawet cały okres powstania warszawskiego, razem z moją matką, w moim żoliborskim mieszkaniu. [...] ona nigdy nie była w getcie, tak samo jak Antek. [...] Antek po wojnie pracował z początku w szpitalu na Żoliborzu, przy ulicy Felińskiego, potem w szpitalu na Bielanach. Pozostał przy nazwisku, pod którym ukrywał się w czasach okupacji. Ożenił się, miał syna. Ożenił się z gojką zresztą. [...] Kiedy pisząc wspomnienia ze szkolnych i harcerskich czasów przywołałem jego postać, pamiętaną jeszcze przez mnie i przez wszystkich moich rówieśników, jako naszego drużynowego Antka Rosentala, a było to już po śmierci Antka [...] Janek Rossman zwrócił mi uwagę, że syn Antka nie zna dawnego nazwiska ojca i nie wie o swoim pochodzeniu. Ponieważ uznałem, że nie mogę fałszować moich wspomnień i zrezygnować z nakreślenia sylwetki Antka pod nazwiskiem, które nosił kiedy był naszym drużynowym, i pod którym go pamiętają wszyscy dawni przyjaciele, postanowiłem zrezygnować jedynie z podania nazwiska, pod którym ukrywał się podczas wojny i które zachował po wojnie. Myślę, że uczyniłem słusznie, choć sam fakt, że żyję w kraju, w którym wciąż wśród osób żydowskiego pochodzenia, czujących się Polakami i chcących zapewnić swoim dzieciom komfort życia bez ryzyka, że jakiś oszołom z Ligii Polskich Rodzin, czy jakiś duchowy uczeń księży Jankowskiego i Rydzyka, źle ich potraktuje i skomplikuje im życie, rodzi tendencje do ukrywania swego pochodzenia, nawet przed własnymi dziećmi, głęboko mnie zawstydza. Antek przez całe życie, nie tylko uważał się za Polaka, ale zdawał się nie mieć, a w każdym razie nie ujawniał żadnych pochodzeniowych kompleksów. Ożenił się z gojką. No i co? Na jaki defekt, na jaki brak świadomości własnych korzeni skazuje go fakt, że jego syn nie dowie się z jakim szacunkiem wspomina Antka mój przyjaciel Jan Nowak Jeziorański? Kiedyś, gdy odwiedziłem go pod Waszyngtonem, jedno z jego pierwszych pytań było: „Co z Antkiem?”.
Ryszard Matuszewski 02m 05s -
Jak nawiązałem pierwszy kontakt z Dawidem w czasie okupacji, nie potrafię sobie przypomnieć. Wiedziałem gdzie mieszkał, więc zapewne pierwszy posłałem mu tam, na Miedzianą, jeszcze przed zamknięciem getta, wiadomość o zmianie mego adresu. W każdym razie musiało dojść między nami do korespondencji, skoro wiedział, że od któregoś momentu pracowałem na Próżnej siedem. Tam umieszczono bowiem wówczas dział Zarządu Miasta Warszawy, który w okupacyjnej nowomowie nosił dziwaczną nazwę Wydziału Rozdziału i Kontroli. I tam właśnie wpadła któregoś dnia do mojego pokoju sekretarka pana Stefana Zbrożyny, mego ówczesnego szefa. Miała oczy okrągłe ze strachu: „Ktoś do pana, panie Ryszardzie, ale niech pan będzie ostrożny. Niech on sobie jak najprędzej stąd idzie. Naraża nas wszystkich”. Wyszedłem na korytarz. Dawid stał przede mną i właściwie wtedy dopiero zdałem sobie sprawę, że wyrok śmierci miał wypisany na twarzy. Było to jeszcze przed pierwszymi transportami z Umschlagplatzu, przed lipcem [19]42 roku. Musiał sobie jakoś załatwić odłączenie się od grupy prowadzonej na roboty. Nie, stanowczo wykluczył możliwość urwania się i ukrywania poza gettem. Miał rodziców, którymi musiał się opiekować. Brat? Nie, nie było go z nimi. Miał dobre schronienie w klasztorze koło Lwowa. Wystarała mu się o nie jego aryjska żona, którą pamiętałem z Wagołnikuk, jako pannę Tomajer. „Do pana, panie Ryszardzie, mam tylko taką prośbę. Na Miedzianej już tam nie mieszkam, ta kamienica została poza gettem. U dozorcy są walizki z ubraniami. Gdyby pan to mógł odebrać i w miarę możności spieniężyć. Po pieniądze ktoś się do pana zgłosi. Ciuchy z Miedzianej odbierałem i przewoziłem partiami na Żoliborz. Było to kilka sporych walizek. Handlowano wtedy wszędzie i wszystkim. [...] udało nam się z żoną coś niecoś opylić wśród znajomych. Resztą zajął się Janek Kott, który wtedy sprzedawał hurtowo partię chustek na głowę. Dobrze szły [...] na wsiach podwarszawskich. Może i Zagórscy pomogli. [...] Po pieniądze przyszedł kiedyś ktoś wieczorem, już po wielkiej akcji z lipca. Powiedział, że Dawid żyje, o rodzicach nie wiedział. W kartce Dawid prosił, by przekazać mu tylko część pieniędzy, a resztę zachować. Znaczyło to chyba, że miał wówczas nadzieję na przetrwanie jeszcze przez czas jakiś. Posłałem mu jednak wszystko, bo nie była to wielka suma, a zdawałem sobie sprawę, że jeśli uda mu się jeszcze przesłać kiedyś kogoś do mnie, to zawsze coś się tam wysupła. Po dniach powstania w getcie byłem pewien, że zginął. Tymczasem któregoś dnia, może latem [19]43 roku, może jesienią, zapukał do nas późnym wieczorem człowiek w kolejarskiej czapce. Przyniósł świstek trudno czytelny, ale rozpoznałem pismo Dawida. Był w obozie w Skarżysku-Kamiennej, wręczyłem oddawcy jakąś sumę, którą dysponowałem w danej chwili, ale nigdy już się nie dowiedziałem, czy do niego dotarła. Nie trzeba było dużej wyobraźni, by mieć świadomość jaki koniec go spotkał. We wrześniu [19]44 roku znalazłem się w Lublinie, w którym po ofensywie Armii Czerwonej formowały się nowe władze, pod egidą Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Dotarłem tam odcięty od ogarniętej powstaniem Warszawy i znalazłem zatrudnienie w redakcji tygodnika „Wieś”. I tam [...] zjawił się nagle u mnie starszy Zeldin. W Wagołnikuk miałem wrażenie, że w przeciwieństwie do garnącego się do mnie i pełnego serdecznych uczuć Dawida, raczej mnie w ogóle nie dostrzega. Teraz okazało się, że nie tylko mnie pamięta, ale nawet wie o mnie więcej niż przypuszczałem. „Pan podobno zna Żółkiewskiego?" – zapytał. „Znam” – odparłem nieco zdziwiony, bo myśląc o Stefanie Żółkiewskim, miałem w pamięci przede wszystkim jowialnego prezesa Kola Polonistów na Uniwersytecie Warszawskim. Tymczasem Zeldina interesował tenże Żółkiewski jako człowiek z kręgu nowej władzy, który faktycznie właśnie wówczas dotarł do Lublina z prawobrzeżnych, praskich dzielnic Warszawy. „Ale do czego panu Żółkiewski?” zapytałem naiwnie. Wzruszył ramionami: „On wszystkich tu zna, a ja wiem, że oni chcą reaktywować biuro podróży Orbis”. Po ofensywie styczniowej jednym z pierwszych znajomych, na jakiego się natknąłem na zatłoczonej ulicy Targowej był dyrektor restytuowanego Orbisu, Stanisław Zeldin. Ale kiedy w pół roku później usiłowałem go w Orbisie znaleźć, oświadczono mi, że nie mam co go szukać, bo skorzystał z pierwszej okazji, by zostać na Zachodzie. Kiedy o tem dziś myślę, dochodzę do wniosku, że właściwie losy obu braci okazały się zbieżne z tym, co określiłbym jako determinanty wynikłe z ich, jakże odmiennych postaw życiowych. Wiem, że nie zawsze tak bywa. Los potrafi być także przewrotny. Ale w tym wypadku tragiczna dola miłośnika poezji i fakt, że przeżył człowiek obdarzony szóstym zmysłem czujnej orientacji, wydawało się zgodne z porządkiem rzeczy. Nie chciałbym w żaden sposób umniejszyć wyrazu mojej satysfakcji, że bratu Dawida udało się uratować. Ale tylko o Dawidzie myślę tytułem wiersza Jerzego Ficowskiego „Mój nieocalony” i wśród wielu śmierci, jakie przeżyłem, ta ciąży memu sercu szczególnie.
Ryszard Matuszewski 05m 27s
Story of Rescue - The Matuszewski Family
Other Stories of Rescue in the Area
- The Rdzanowski Family
- Adam Skałbania
- The Kaczmarek Family
- The Ryniewicz Family
- The Danko Family
- The Kaczorowski Family
- Marchlewicz Bronislaw
- Wolski Ludwik
- The Wittig Family
- The Witkowski Family
- The Uggla Family
- The Orlowski Family
- Nadelwicz-Kremky Miroslaw Wlodzimierz
- The Drynski Family
- The Iwaszkiewicz Family
- The Turczynski Family
- The Urzykowski Family
- The Nasierowski Family
- Tolak Family
- The Papierkowski Family
- The Michalski Family
- The Kobos Family
- The Domanski Family
- Chmielewska Apolonia
- The Strzałecki Family
- Majda Aleksander Jozef
- Makuch-Korulska Wanda
- The Adasiak Family
- The Olbryski Family
- The Kozminski Family
- Mańkowscy Family
- The Sala Family
- The Balicki Family
- Duracz Jerzy
- The Szulc Family
- The Srednicki and Rybicki Family
- The Kaczmarek Family
- Palester Maria
- Koczorowska Halina
- The Grabowski family
- The Najko Family
- Domanus Adela
- The Popowski Family
- Lebiedzinska Maria
- Celinska Zofia
- Litynski Michal
- The Jaworski family
- Zambrzycka Krystyna
- Piotrowska Jadwiga
- Kopcinska - Wyganowska Helena
- The Jakubowski Family
- The Potrzebowski Family
- The Teski Family
- The Brejna Family
- Toeplitz Eryka
- The Karbowski Family
- Wladyslawa Marynowska
- Schultz Irena
- Father Boduen Children's Home
- The Guzek Family
- Prokopowicz-Wierzbowska Maria
- Getter Matylda
- Radlinska Janina Natalia
- Piotrowska Alicja
- The Apollow Family
- The Sobolewski Family
- The Sliwczynski Family
- The Ojrzanowski Family
- The Sawicki Family
- The Biesiada Family
- Walaszczyk Jozef
- The Fortunski Family
- The Council to Aid Jews Żegota
- Kossak Zofia
- Wąsowska-Leszczyńska Eugenia
- Byszewscy Family
- The Krepa Family
- Sendler Irena
- The Rendzner family
- The Góra Family and Władysław Rozumek
- Jasik Stanisław
- Buchholtz-Bukolska Janina
- The Kanabus Family
- Franio Zofia
- The Matacz Family
- Dobraczynski Jan
- Rzeczycka Sylwia
- Fiebig-Jasiczek Emma
- Smólski Władysław
- Bończa-Tomaszewski Stanisław
- Chmielewski Stanisław
- Hosenfeld Wilhelm
- The Kabacinscy Family
- Bielatowicz Bronislawa
- Bartoszewski Władysław
- Jadwiga Luśniak
- Krzywicka Jadwiga
- The Rek family
- Kann Maria
- Tecko Joanna
- Wolinski Henryk
- Szaniawska-Nowicka Stanislawa
- Rybakiewicz Janusz
- Brodowska-Kubicz Helena
- Loth Edward
- Lipszyc Aldona
- Szmurło Jan
- The Mussil Family
- Buza Tadeusz
- The Burakowski Family
- Barchanowska Helena
- Machczynska-Swiatek Apolonia
- Swital Stanislaw
- Abramow-Newerly Igor
- Grodzka- Guzkowska Magdalena
- The Kwiecinski Family
- Winnicka Maria
- The Zalewski Family
- The Paluch and Rybak families
- The Kulik family and Czesław Górski
- The Karwowski Family
- The Czupryniak Family
- The Przybylski Family
- The Babinski Family
- Wieliczanski Henryk
- Raszeja Franciszek
- Ambroziewicz Julian
- The Kupidłowski Family
- Klimowicz Andrzej
- The Strzelecki Family
- The Zak Family
- Konopka Stefan
- The Zelwerowicz Family
- Godlewski Marceli
- The Skowronek Family
- The Bukowiński Family
- The Zak Family
- The Kalbarczyk Family
- Gorska Andrzeja
- Rachalska Wanda
- Wionczek Mieczyslaw
- Swierczynski Bernard Konrad
- The Rajchowski Family
- The Landowski Family
- Wiechno Wojciech
- The Trzebuchowski Family
- Bartczak Stefania
- The Bartczak Family
- Nelken-Zaluska Wanda
- The Swiecicki Family
- The Pluskowski Family
- Rajewska Ewa
- The Gersin Family
- Ostrowski Janusz
- The Pokropek Family
- The Bulik Family
- The Kazmierski Family
- Rodzina Sałków
- The Dunin-Wasowicz Family
- The Szacki Family
- Ciecierska Danuta
- The Kowalski Family
- The Brodziak Family
- The Blaszczyk Family
- The Raszkiewicz Family
- The Nowinski Family
- The Burchacki Family
- Cywinski Feliks
- The Galas Family
- Rowinska Aleksandra
- The Skalski Family
- Aniela Gąska
- The Doboszynski Family
- Brzuszkiewicz Kazimierz
- The Lech Family
- The Zabinski Family
- The Moryson Family
- Kubacki Michal
- Kwiatkowska-Biernacka Wanda
- The Czerniakowski Family
- The Gawrych Family
- The Dubiniecki Family
- The Jiruski Family
- The Gutowski Family
- The Zagórski Family
- The Filipowski Family
- Rogala Marianna
- The Family Krzysztoszek
- Frybes Stanisław
- The Stupnicki Family
- The Matuszewski Family
- Tołwiński Stanisław
- The Badowski Family
- The Kielan Family
- The Durko Family
- The Stelmachowski Family
- The Ślązak Family
- The Topinski Family
- Duriasz Kazimierz
- Kuszewski Zbigniew
- Bogdanska Janina
- The Sitkowski Family
- The Czubek family
- The Jaroszynski Family
- The Swiecicki Family
- The Szymanski Family
- The Wilniewczyc Family
- Hamerska Irena
- The Trzeciak Family
- Bułaszewski Stefan
- The Dobrodziej family
- Bułat Marianna
- Jaromirska Leokadia
- The Zakrzewski Family
- The Solarek Family
- The Sasin Family
- The Jagiełowicz family
- The Szczesny Family
- Żmijewska Jadwiga
- The Gąsiorowski Family
- The Diehl Family
- The Krzyczkowski Family
- The Gierwatowski Family
More
Bibliography
- Mazurczak Katarzyna, Interview with Ryszard Matuszewski, 1.01.2007
- Gutman Israel red. nacz., Księga Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, Ratujący Żydów podczas Holocaustu
-
Cenię proste wartości: rozmowa z Ryszardem Matuszewskim, „Rzeczpospolita”, nr 263
Interview with Richard Matuszewski awarded the Medal of the Righteous.
Author : | |
Date of the photo : | |
Location at the photo : | |
Photo description : | |
Source : |
Contact
POLIN Museum of the Historyof Polish Jews
6 Anielewicza Street,
00-157 Warsaw
Fax: +48 22 47 10 398
E-mail: [email protected]