Przyjaźń Heleny i Toni
Helena Samsonowicz z d. Stabach i Toni Stransky (nie znamy jej panieńskiego nazwiska) poznały się przed wojną podczas imienin u wspólnej koleżanki. Obydwie mieszkały w Gorlicach – Helena z rodzicami i rodzeństwem, a Toni z mamą i dwoma braćmi. Beztroskie lata młodości i rozkwitającej przyjaźni przerwał wybuch II wojny światowej – miały wtedy 17 lat.
Toni wraz z matką i ciotką trafiły do gorlickiego getta [zostało utworzone w połowie października 1941 r. – red.]. Bracia zdążyli przedostać się do ZSRR, natomiast ojciec jeszcze na długo przed wybuchem wojny wyemigrował do Stanów Zjednoczonych – rodzina planowała, iż wszyscy dołączą do niego.
W tych trudnych chwilach Helena Samsonowicz nie zapomniała o najlepszej przyjaciółce – nie zważając na grożące niebezpieczeństwo w miarę możliwości przekazywała potrzebującej Toni żywność, leki, ubrania. Wymieniały się również krótkimi listami.
Gdy nastąpiła likwidacja getta [w sierpniu 1942 r.] Toni trafiła do obozu pracy, który znajdował się na terenie tartaku [„Hobag” przy ul. Korczaka] – niestety pogorszyło to możliwość kontaktu i pomocy ze strony Heleny. Szczęśliwie okazało się, że jednym z wartowników jest Polak, którego obydwie znały i darzyły zaufaniem. Poprzez niego Toni otrzymywała potrzebne rzeczy.
Wraz z likwidacją gorlickiego getta [po 20 sierpnia 1942 r.] Toni z matką i ciotką zostały wywiezione do Muszyny, a następnie do obozu Auschwitz. Oprócz ciotki, która zmarła na tyfus, obie szczęśliwie przeżyły wojnę.
Po wyzwoleniu z nieznanego nam powodu Toni wróciła do Gorlic sama. Z matką, jak się później okazało, spotkała się w konsulacie w Monachium. Jej bracia również przeżyli wojnę. W 1945 r. wszyscy dołączyli do ojca, emigrując do Stanów Zjednoczonych. Tam Toni wyszła za mąż za Otto Stranskiego, z którym ma dwóch synów.
W późniejszych latach wraz z mężem kilkakrotnie przyjeżdżali do Polski, odwiedzając naszą rodzinę. Tak Helena wspominała pierwsze ich spotkanie po latach: „Pracowaliśmy w ogrodzie, kiedy do siatki podeszła pewna kobieta z mężczyzną. Zapytałam się czy mogę im jakoś pomóc. Kobieta odpowiedziała na to: »Heluś jeżeli mnie poznasz to mocno Cię uściskam«. I już nie miałam wątpliwości kim jest ta kobieta”.
W jednym z listów z czasów wojny Toni dziękowała za „coś”, co pomogło przetrwać jej ciężki czas w getcie. We wspomnieniu Heleny czytamy: „Toni opowiadała mi, że podczas pewnego spaceru znalazła leżący na poboczu krzyż i wzięła go do domu jako symbol tego, co otrzymała ode mnie w getcie i dzięki czemu miała siłę na walkę i przetrwanie”. Niestety nie udało nam się potwierdzić czy wspomnianym w liście przedmiotem był właśnie krzyż.
W późniejszych latach Helena i Toni długo wymieniały się listami. Niestety kontakt urwał się w 1994 r., kiedy to Helena uległa wypadkowi – doznała urazu, który wpłynął na znaczne pogorszenie jej stanu zdrowia. Przez następne lata zawsze serdecznie wspominała Toni i łączącą je przyjaźń.
Helena Samsonowicz zmarła 18 października 2016 r. w wieku 94 lat.
W 2017 r. dziennikarzom „Gazety Gorlickiej” udało się odnaleźć aktualny adres Toni Stransky. Po przesłaniu do niej listu, otrzymaliśmy w grudniu krótką odpowiedź w której opisała swoje życie w ostatnich latach. „O Helenie nigdy nie zapomnę” – napisała na koniec.
* * *
W 2018 r. rodzina Samsonowiczów przekazała do zbiorów Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN pamiątki związane z historią Heleny Samsonowicz i Toni Stransky – oryginał listu Toni do Heleny z ok. 1942 r., kopie wojennych listów przepisane w 1976 r. oraz oryginalną kartkę pocztową i list z 1945 roku. Poniżej publikujemy treść trzech listów i jednej kartki pocztowej. Układ i pisownię uwspółcześniono, podkreślenia pozostawiono w formie oryginalnej, nawiasem kwadratowym oznaczono uzupełnienia i fragmenty nieczytelne. Rękopisy prezentujemy w galerii zdjęć powyżej.
*
Najdroższa Helenko!
Jesteś najsłodszą dziewczynką pod słońcem. Naprawdę, tak się ucieszyłam „tym” [prawdopodobnie krzyż przekazany przez Helenę], że o mały włos nie wycałowałam tego pana. Zdaje mi się teraz, że jestem pół cala szczęśliwszą. Tak złotko, może to mi przyniesie szczęście i uchroni przed śmiercią. Teraz już trochę się pocieszamy nawzajem, że już bliżej końca niż początku, ale o jedno się boimy, żeby przed końcem nie był i nasz k… aż nie chcę już o tym pisać, bo mnie to już do czarnej pasji doprowadza.
Helenko, jak strasznie bym Cię chciała zobaczyć – ale [gdy]byś [ty] chciała mnie zobaczyć, to możesz mnie zobaczyć na portierni o godz. 6.30 rano i 4.00 po południu w oknach. Co dzień przed pracą i po, musimy stawiać się rzędami i odczytują nas po nazwiskach, czy który nie zwiał. Można nas widzieć vis a vis z chodnika, bo stoimy zaraz przy bramie. O ile będziesz miała ochotę, to proszę pofatyguj się, a zobaczysz jak to ładnie wygląda – koń by się z tego śmiał. Chcesz może wiedzieć rozkład mojego dnia? Otóż rano o godz. 5.00 muszę wstać, bo na 6.30 muszę być gotowa do pracy, ach nie możesz sobie wyobrazić [co] to za praca, po prostu męki Tantala – a już nie mam tych rąk, co dawniej. Po wojnie, jak Pan Bóg da doczekać, będę fachowczynią drzewną. Na obiad o godz. 12.00 – z przerwą pół godz., później bez przerwy do 4.00 […] nie potrzebuję Ci już pisać. O 4.00 tej wracamy do domu (miał pies budę), przepraszam do lagru, sprzątamy i pierzemy d[l]a całego lagru, bo niestety praczek ani pokojówek nie mamy. Później myjemy się i idziemy spać na nasze materace zrobione z nie wiem właściwie czego to jest, dość na tym się kości nie czuje po każdej nocy. I tak w kółko już 8 tygodni.
Powiedz, czy nie może [to] normalnego człowieka wpętać [w] szał? Zdaje się, że i ja wnet dostanę szału. I jeszcze do tego mamy takiego szefa, człowiek słodki, a jego pies wszystkim Żydom pozrywał […]. Przez całe 8 tygodni miałyśmy tylko 2 wypadki śmiertelne: M. Penczak [?] i jeszcze 1, ale go nie znamy.
Ach, z pewnością Cię już nudzę moim bazgraniem, ale już przed nikim tego powiedzieć nie mogę. Muszę pomówić z p. Blechem, który jest naszym lager firerem [szef więźniarskiej części obozu], żeby tak urządził, żebym mogła się z Tobą widzieć. Czy Tyś dostała najpierw ode mnie list przez tą panią w sobotę, a Twój dostała w niedzielę? Proszę Cię, napisz mi wszystko dokładnie. Dziękuję bardzo za jabłka, całuję ile mam tylko sił Ciebie i wszystkich kolegów, wszystkie koleżanki. Tonka.
*
Moja Droga Helu,
Bardzo dziękuję i rączki Twojej Kochanej Mamusi całuję za okazaną pamięć – całym sercem pragnę Cię zobaczyć, moją przyjaźń świętą dla Ciebie pielęgnuję nadal. Jak często wracam pamięcią do naszych swawolnych dni, kiedy beztrosko spędzałyśmy. Boże, jaka straszna tragiczna zmiana zaszła w moim życiu. Jestem po prostu staruszką czekającą jak skazaniec na swój wyrok – kolczastym
drutem odgrodzona jak trędowata. Nie wolno ludziom dochodzić do nas, każdy tylko przechodzień lituje się nad nami.
Helenko droga, jeden Pan Bóg tylko wie jak bardzo pragnę żyć. Moja tęsknota za wolnością jest aż fizycznie bolesna.
*
Kochana Helenko,
List twój przyszedł na pożegnanie – niestety za kilka minut wyjeżdżamy do Muszyny.
Heluś, nie wyobrażasz sobie w jakim nastroju jestem, po prostu żyć mi się nie chce – żegnaj może na zawsze, taki jest już nasz żywot. Heluś pomódl się za nami, może się uratuję – tak bym chciała żyć. Napiszę.
*
Kochana Helenko!
Niesłusznie robić mi wyrzuty, że nie piszę do Ciebie, przecież zaraz na pierwszą Twoją kartkę napisałam Ci obszerny list – o wszystkich tak, jak chciałaś. Ja niestety mało się bawię… raz tylko od Twjego wyjazdu byłam na dancingu, no i byłyśmy z Felą w Krakowie kilka dni, tośmy się trochę pobawiły. Twojego szwagra brat dał mi pozdrowienie od Ciebie, chce mnie zabrać do Ciebie, bardzo chętnie bym skorzystała z okazji, ale na drugi tydzień wyjeżdżamy na stałe do Gorlic. Gdzie będę dam Ci znać, kto wie czy się do ojca nie dostaniemy, bo są możliwości. W każdym razie nigdy Cię nie zapomnę. Całuję Cię, Tonka.
[na marginesie: „Pozdrowienia od Felci”]
*
Pozostałe listy zaadresowane przez Helenę do Toni w latach 1941–1942, znajdują się w zbiorach Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie oraz Instytutu Yad Vashem w Jerozolimie.