Poszukiwania Jasia
Moja mama Antonina Szwajkowska z d. Piluś, córka Jana i Katarzyny, urodziła się 14 lutego 1908 r. w Tyszowcach (woj. lubelskie). Miała siostrę i sześciu braci. Najstarszy z nich Józef był telegrafistą w Armii gen. Józefa Hallera w latach 1919-1920. Młodsi bracia, Stanisław i Franciszek, zginęli walcząc z Niemcami w formacjach partyzanckich Armii Krajowej na Zamojszczyźnie – Franciszek w bitwie pod Szystowicami 20 kwietnia 1944 r., Stanisław w lasach Strzeleckich, w nieznanych okolicznościach.
Powszechna, przedwojenna bieda nie pozwalała na kształcenie dzieci. Zimą mama musiała dzielić buty z rodzeństwem, dlatego tylko jedno z nich mogło uczęszczać do szkoły. Mama nie ukończyła szkoły, potrafiła się tylko podpisać. Od 6 roku życia wychowywana była przez ojca i macochę, a gdy skończyła 10 lat oddano ją na służbę do bogatszego kuzyna.
W 1936 r. rozpoczęła pracę w Szpitalu św. Jadwigi w Hrubieszowie – początkowo jako pomoc kuchenna, później została pielęgniarką. Dochody z tej pracy pozwalały na skromne życie licznej rodziny. Choć mama nie była wykształcona, przełożeni cenili ją wysoko i powierzali jej coraz bardziej odpowiedzialne zadania. Asystując przy porodach, nauczyła się położnictwa.
Gdy rozpoczęła się II wojna światowa do szpitala trafiali ranni żołnierze polscy, niemieccy i radzieccy. Wyczerpująca praca odbiła się niekorzystnie na zdrowiu mojej mamy i to zmusiło ją do odejścia ze szpitala. W tym czasie większość jej rodziny mieszkała w Tyszowcach (woj. lubelskie), które podczas bombardowań na początku września 1939 r. poniosły ogromne straty.
Wówczas przygarnęła i otoczyła opieką ok. 2-3-letniego żydowskiego chłopca, ocalałego dzięki własnej matce, która podczas bombardowań ochroniła go swoim ciałem. Mając na uwadze bezpieczeństwo chłopca i własne, moja mama przekazała go do zakładu dla sierot w Turkowicach, który prowadziły siostry zakonne. Ukrywało się tam wiele żydowskich dzieci.
W Turkowicach chłopiec został ochrzczony. Jasio, bo tak był nazywany, przebywał w zakładzie przez cały okres okupacji niemieckiej. Mama często go odwiedzała, a chłopiec zawsze wyczekiwał i cieszył się z jej odwiedzin. Po wojnie, gdy dzieci z sierocińca otrzymywały paczki z artykułami spożywczymi od UNRRA (Administracja Narodów Zjednoczonych do Spraw Pomocy i Odbudowy, która wspierała ofiary wojny), Jaś chował pod poduszką cytrusy, aby częstować nimi moją mamę.
Utracili kontakt w 1946 r., kiedy mama wyszła za mąż za mojego ojca, wdowca Łukasza Szwajkowskiego. Wówczas przeprowadzili się do Czartowca, gdzie do 1956 r. pracowali w małym gospodarstwie rolnym. Rok wcześniej zakład dla sierot w Turkowicach został zlikwidowany, a wszystkich wychowanków przeniesiono do różnych domów dziecka.
Nasza rodzina przeniosła się do Turkowic. Tam, w ramach upełnorolnienia otrzymaliśmy gospodarstwo rolne, którym rodzice zajmowali się do 1978 roku. Wtedy mama przekazała gospodarstwo na rzecz Skarbu Państwa w zamian za emeryturę. W 1985 r. przeniosła się do syna, do Zamościa. Zmarła 19 stycznia 1997 roku.
Wiem, że Jaś jako dorosły człowiek poszukiwał mojej mamy w telewizyjnej audycji „Świadkowie” i był osobiście w Turkowicach. Tam nikt nie potrafił udzielić mu informacji, gdzie przeniosła się moja mama. Przed śmiercią prosiła mnie, abym odszukał chłopca, którego nazywała moim bratem. Nawiązałem kontakt z zakonnicami z sierocińca podczas Jubileuszu Szkoły w Turkowicach. W rozmowie potwierdziły przedstawione przeze mnie fakty, jednak nie udzieliły mi informacji, gdzie Jaś obecnie się znajduje i jakie ma nazwisko. Dysponuję tylko strzępami przedstawionych informacji, ale chciałbym go odnaleźć wypełniając wolę mojej zmarłej mamy.