„Nasza sąsiadka doniosła Niemcom o ukrywaniu Żydów” – opowieść Reginy Tkaczenko z Żółkwi
Ciężar odpowiedzialności za los sześciorga dzieci spadł na moją niepiśmienną mamę Katarzynę. Pan Melman zaopiekował się nami. Pomógł zaaranżować dla nas mieszkanie w piwnicy jednego z okolicznych, zamieszkałych przez Żydów budynków. Piwnicę odpowiednio przystosowano – wyposażono w meble i inne potrzebne do życia przedmioty. Inni żydowscy pracownicy olejarni także nam pomagali, m.in. przekazywali mamie olej, by z jego sprzedaży mogła utrzymać naszą rodzinę.
Po zajęciu Żółkwi przez Niemców w 1941 roku, Żydzi zostali poddani ostrym represjom. Lokatorzy z pierwszego piętra naszego domu powiedzieli nam, że jeśli zostaną wysiedleni, możemy zająć ich mieszkanie, aby uchronić je przed grabieżą.
Na początku grudnia 1942 roku w okolicy cmentarza żydowskiego utworzono getto. Żydzi, w tym Melman, Altman, jego młoda żona i ich kilkumiesięczne dziecko, zostali zmuszeni do przeniesienia się tam. Nasza rodzina zajęła wówczas jedno z mieszkań po byłych żydowskich sąsiadach.
Jednym ze strażników w getcie był znajomy mamy, Polak. Poprosiła go o pomoc w organizacji ucieczki Altmanowej i jej dziecka. Mama odebrała wyprowadzoną kobietę i dziecko i zabrała ich do piwnicy, w której uprzednio mieszkaliśmy.
Następnego dnia strażnik miał także pomóc w ucieczce Melmanowi i Altmanowi. Okazało się, że z samego rana Żydzi zostali wywiezieni do Białego Lasu i tam rozstrzelani.
Kilka dni później znajomy żandarm przyszedł do nas i powiedział, że nasza sąsiadka doniosła policji o ukrywanych przez mamę Żydach. Dziecko Altmanowej płakało, co najpewniej zdradziło ich obecność w piwnicy. Mama czym prędzej poleciła kobiecie opuszczenie kryjówki, a nas, w obawie przed Niemcami, skierowała do rodziny mieszkającej w sąsiedniej wsi Smereki.
Do Smerek poszłyśmy z pięcioma siostrami na piechotę. Mama z Altmanową i jej dzieckiem pojechały do Lwowa, a następnie pociągiem do Częstochowy. W czasie niemieckich kontroli mama przedstawiała Altmanową jako swoją córkę Janinę, urodzoną w 1925 roku. Miała przy sobie jej metrykę urodzenia. Zgodnie z życzeniem kobiety, mama zostawiła ją na dworcu kolejowym. Altmanowa miała w Częstochowie znajomych, którzy mieli się nią zaopiekować.
Oryginał aktu urodzenia mojej siostry Janiny został w rękach Altmanowej. Dokumenty w urzędzie zaginęły w czasie wojny, więc moja siostra miała przez to kłopoty z ustaleniem dokładnej daty swojego urodzenia.
W 1947 roku doniesiono KGB (posądziliśmy o to sąsiadkę), że jesteśmy Polakami i w czasie okupacji ukrywaliśmy Żydów. Pewnej nocy chcieli wywieźć naszą rodzinę na Syberię. W ostatniej chwili z pomocą przyszedł miejscowy komendant milicji, który miał wobec nas dług wdzięczności. Musieliśmy jednak opuścić mieszkanie przy olejarni. Wówczas inny znajomy Żyd powiedział mamie, że szukają nas Żydzi z olejarni. Mama była jednak tak przerażona całą sytuacją, że poprosiła go, by nikomu nie zdradzał naszego miejsca pobytu.
Przed śmiercią w 1984 roku mama pragnęła, abym ustaliła, czy Żydzi, którym pomagała, przeżyli. Niestety, do tej pory nie wiem, czy pani Altmanowa z dzieckiem ocalała i jak potoczyły się jej dalsze losy.
Po społeczności żydowskiej w Żółkwi pozostała tylko synagoga, która popada w ruinę. Żydowski cmentarz zrównano z ziemią. Szczątki rozstrzelanych Żydów w Białym Lesie zostały przeniesione na cmentarz w Żółkwi. Postawiono tam pomnik z tablicą opisującą wydarzenia z 1943 roku.