Historia rodziny Włodków

Minęła 73. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego – wydarzenia z którym związane są losy mojej rodziny, a także młodej Żydówki, której moi rodzice udzielili schronienia. W ostatnich latach wiele mówi się o relacjach polsko-żydowskich podczas II wojny światowej, dlatego postanowiłam złożyć relację na ten temat. Być może przeczyta tę historię sama ocalała z Zagłady lub jej rodzina i serdecznie pomyślą o tych, którzy ją uratowali.

Urodziłam się w 1939 roku. Podczas II wojny światowej mieszkałam z rodzicami Sylwestrem i Janiną Włodkami oraz starszym bratem Waldemarem i młodszą siostrą Ewą w Warszawie pod adresem Aleje Jerozolimskie 28 m. 2, między ul. Marszałkowską a Bracką. Mieszkaliśmy tam jeszcze kilka lat po wojnie, do czasu rozbiórki domu w latach 50. ubiegłego wieku.

Kilka miesięcy przed wybuchem Powstania Warszawskiego mój tata przyprowadził do domu „Marysię” – około 18-letnią Żydówkę, która od tamtej pory była naszą opiekunką. Nie znam jej prawdziwego imienia i nazwiska. W tym czasie mama spodziewała się kolejnego dziecka, które urodziło się w grudniu 1944 roku.

Kiedy po upadku Powstania Warszawskiego opuszczaliśmy Warszawę z ludnością cywilną przez obóz przejściowy w Pruszkowie (Dulag 12 Pruszków), Marysia trzymała na rękach moją półtoraroczną siostrę Ewę i podawała się za jej matkę. Podczas selekcji więźniów uchroniło ją to od wywózki na roboty do Niemiec lub pewnej śmierci, gdyby Niemcy odkryli, że jest Żydówką.

Następnie udało nam się wspólnie dotrzeć do Częstochowy, a stamtąd do wsi Biała Wielka, znajdującej się nieopodal miasteczka Lelów. Tam zamieszkaliśmy u sołtysa wsi Tomasza Świątka. Wkrótce wojna dobiegła końca, a nasze drogi rozeszły się. Kilka lat później moi rodzice otrzymali list z Belgii, w którym Marysia zawiadomiła ich, że żyje i podziękowała za ocalenie. Nie podała adresu zwrotnego.

Znam tę historię z opowiadania moich rodziców, własnych wspomnień, a także relacji żyjących mieszkańców wsi Biała Wielka. Wiele lat temu nawiązałam kontakt z Lucyną Glinką, wnuczką Tomasza Świątka, która dobrze zapamiętała uciekinierów z Warszawy, którzy mieszkali przez kilka miesięcy u jej dziadka. Ciotka pani Lucyny wspominała także opiekunkę ich dzieci. Potwierdziła wspomnienia moich rodziców, że sąsiedzi nie mieli wątpliwości w sprawie jej żydowskiego pochodzenia. Pomimo zagrożenia zachowali się przyzwoicie.

Moi rodzice i starszy brat już nie żyją, dawno odszedł dający nam schronienie Tomasz Świątek. Nie ma już wśród nas także Lucyny Glinki. Dlatego próbuję ocalić od zapomnienia odwagę i wielkie serce moich bliskich, a także wszystkich nieznanych z imienia i nazwiska, którzy w ratowaniu Marysi mieli swój udział.