„We wrześniu 1939 r. schroniły się w Warszawie liczne rzesze uciekinierów. Wśród nich było dużo Żydów”, wspominał Jan Starczewski, dyrektor Wydziału Opieki Społecznej i Zdrowia Publicznego Zarządu m.st. Warszawy w latach 1934–1943. „Po zajęciu Warszawy okupanci zaczęli kierować do niej ogromne transporty ludności żydowskiej wysiedlonej z różnych dzielnic kraju. Liczba ludności żydowskiej w Warszawie znacznie przekroczyła 400 tysięcy. […] Wybuchły epidemie. Zaczął się głód. […] przyszedł nakaz wstrzymania wszelkiej pomocy dla ludności żydowskiej oraz przekazania gminie wyznaniowej żydowskiej utrzymywanych przez miasto zakładów opiekuńczych dla Żydów”.
Jan Starczewski, pseud. Andrzej Korecki, urodził się 8 lutego 1904 r. w Warszawie. Jako nastolatek brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Ukończył Wydział Prawa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Po objęciu stanowiska dyrektora Wydziału Opieki Społecznej i Zdrowia Publicznego przeprowadził reorganizację placówki. „[…] dokonał podziału miasta na 10 okręgów opiekuńczych z ośrodkiem zdrowia i opieki społecznej w każdym. Wprowadził nowe metody zwalczania skutków porzuceń dzieci, ulepszył pracę Domu Matki i Dziecka ks. Boduena, rozszerzył akcję opieki nad dziećmi w rodzinach zastępczych, oraz pomoc dla bezrobotnych”. Podlegały mu domy dziecka i szpitale.
Od początku okupacji zaangażował się w działania konspiracyjne, przede wszystkim związane z ratowaniem dzieci. W kierowanym przez siebie Wydziale Opieki Społecznej zatrudniał m.in. Irenę Sendlerową oraz jej współpracowniczki. Był świadom prowadzonej przez nie akcji pomocy dla Żydów w getcie warszawskim. Sam też pomagał – uzyskiwał fałszywe dokumenty tożsamości oraz wyszukiwał schronienia dla żydowskich dzieci w zgromadzeniach zakonnych w okupowanej Polsce.
„Mimo surowych zakazów okupantów Wydział Opieki i Zdrowia kontynuował pomoc, dostarczając pieniędzy i środków żywności do getta i zabierając stamtąd dzieci oraz ułatwiając ucieczkę dorosłym”, wspominał. „Grupa pracowników Wydziału pod pretekstem udziału w zwalczaniu epidemii – a służba sanitarna wchodziła w skład Wydziału – została zaopatrzona w przepustki upoważniające do przekraczania granic getta. Mogliśmy dzięki temu, niezależnie od dostarczania pomocy, utrzymywać bezpośrednie kontakty z działaczami i instytucjami opiekuńczymi w getcie”.
O jego zaangażowaniu napisali Władysław Bartoszewski i Zofia Lewinówna w publikacji Ten jest z Ojczyzny mojej…: „zatrudnienie ludzi z konspiracji w kolumnach sanitarnych ułatwiał też dyrektor Wydziału – Jan Starczewski. Kolumny przemycały m.in. do getta szczepionkę przeciw tyfusowi plamistemu, produkowaną nielegalnie w Państwowym Zakładzie Higieny. Jak ocenia prof. Dr Feliks Przesmycki, do wybuchu walk zbrojnych w getcie warszawskim dostarczono 6500-7000 porcji szczepionki; ok. 1000 porcji przeniosły J. Sendlerowa i Irena Schultz, które chodziły do getta do stycznia 1943 r. [dzieci wyprowadzano z getta na tzw. aryjską stronę do kwietnia 1943 r. – red.]”.
Irena Schultz w powojennym liście do Jana Dobraczyńskiego przyznawała: „Czyż można nie mówić o Janie Starczewskim, który doskonale orientował się jak bardzo naraża się jako szef? Przecież doskonale wiedział, że dawana mi przepustka do getta, której posiadanie przeze mnie akceptował […] służy do niesienie pomocy ofiarom getta”.
W lutym 1943 r., w związku z działalnością na rzecz dzieci wysiedlonych z Zamojszczyzny (niem. Aktion Zamość, 1942–1943), został aresztowany przez gestapo i wywieziony do Auschwitz (nr 121625). „Byliśmy dziećmi – Jerzy miał wtedy 11, Maria 7 lat. Pamiętamy, że ojciec przesyłał z Auschwitz grypsy”, zapisali dorośli Maria i Jerzy w powojennym oświadczeniu. Końca wojny doczekał w obozie Bergen-Belsen, skąd chory na tyfus trafił na leczenie do Szwecji na koszt tamtejszego Czerwonego Krzyża. Do Polski wrócił w 1946 roku.
„Byliśmy […] z ojcem częstymi gośćmi u Matusi [s. Matylda Getter – red.] w siedzibie Zgromadzenia [Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi – red.] przy ul. Hożej w Warszawie. Słuchaliśmy wspomnień wojennych o ich współpracy przy ratowaniu dzieci żydowskich”, relacjonowało rodzeństwo. „W rozmowach padały także nazwiska lekarzy Żydów, których ojciec wyprowadził z getta. W Ulrychowie w zakładzie Sióstr Rodziny Maryi ojciec umieścił swego znajomego wraz z żoną i dwiema córkami. Rodzina przeżyła tam wojnę, a w 1947 r. znajomy ten pomógł ojcu znaleźć pracę. Nie podajemy nazwiska, ponieważ jego młodsza córka, z którą Maria jest zaprzyjaźniona, odcina się całkowicie od swych żydowskich korzeni”.
„W domu naszym bywał też zaprzyjaźniony z ojcem Żyd […] Wawelberg pochodzący ze znanej rodziny, która założyła wyższą uczelnię im. Wawelberga. W 1956 r. Wawelberg został zmuszony do emigracji, wyjechał do Ameryki Południowej. Maria pamięta, że przyszedł pożegnać się z ojcem. Do dziś mamy pamiątkę z tego pożegnania – figurkę tancerki w parku Skaryszewskim z podpisem: »Wdzięczny WW«”.
Po wojnie pracował w instytucjach rządowych – Urzędzie Rady Ministrów, Ministerstwie Finansów. Kilka lat wykładał w Wyższej Szkole Higieny Psychicznej oraz na kursach w Państwowym Zakładzie Higieny. Udzielał się społecznie. Zaangażował się w pomoc dla byłych więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych, działał w Towarzystwie Przyjaciół Dzieci. Współorganizował pierwszy w kraju ośrodek ds. pomocy w przysposabianiu dzieci opuszczonych i osieroconych. Publikował, głównie na temat opieki nad dziećmi.
Zmarł 20 grudnia 1981 r. w Warszawie. Został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim.