Moje dwie matki – Elżbieta Ficowska
Należę do najmłodszego pokolenia ludzi, którzy przeżyli. Byłam jednym z dzieci, które urodziły się, ale nie miały prawa żyć, niemowlęciem, które nie miało prawa dorosnąć.
Jestem dziś tutaj, wiele lat po wojnie, jako dowód miłości. Dzięki dobroci, która nie znała strachu, dobroci samej w sobie, która ujawniła się w czasie, kiedy triumfowało zło, a bestialstwo było bezkarne.
Nas, uratowanych, jest zaledwie garstka wśród przeogromnej liczby zamordowanych, ale każdy z nas zawdzięcza swoje życie czyjejś pomocy i poświęceniu, czyjejś niezgodzie na naszą śmierć.
Nie wiedziałam wtedy i nie wiem także dzisiaj, jak wiele łez, strachu przed zdemaskowaniem, a także ile wewnętrznej siły było potrzeba, aby uratować mnie -malutką dziewczynkę. Nie wiedziałam wtedy, ale nauczyłam się później, że ludzie podają innym rękę na dwa sposoby: pierwszy to wyciągnięta do ciosu pięść, a drugi to otwarta, pomocna dłoń. Moje matki: żydowska, która dała mi życie, i polska, która je ocaliła, wybrały drugi sposób.
Obie dokonały czegoś, co nie mieści się w pojęciu zwykłego człowieczeństwa. Aby mnie ocalić w tych koszmarnych lipcowych dniach 1942 r., moja matka musiała przejść przez ból rozstania i oddała mnie - swoje jedyne dziecko - „Żegocie”, polskiej organizacji podziemnej, która ratowała ginących Żydów. Przekazała mnie w ręce, które na początku wydały mi się obce, ale później stały się ciepłe, bliskie. Moja polska matka spełniła najgłębsze marzenie mojej matki żydowskiej: pokonała strach, aby mnie uratować i otoczyła miłością tak wielką, aby mogła wypełnić miłość kobiety, która wydała mnie na świat, a którą z tego świata zabrano siłą.
Byłam za mała, aby ją zapamiętać, ale nigdy mojej żydowskiej matki nie zapomnę. Nie jestem w stanie rozpoznać jej twarzy na fotografii, ale widzę ją w moich snach. Obie moje matki już nie żyją, ale wiem, że będą przy mnie do końca moich dni. Ich obecność przypomina mi zawsze, że nie ma nic bardziej destrukcyjnego od ludzkiej nienawiści i nic bardziej twórczego od ludzkiej dobroci. Dokąd starczy mi sił pozostanę wierna tej prawdzie. Nigdy nie zaakceptuję wrogości między ludźmi i narodami, nigdy nie stanę po stronie tych, którzy swoje poglądy wyrażają z zaciśniętymi pięściami.
Tego uczyły mnie moje dwie matki: polska i żydowska. Ich głębokie przesłanie ośmiela mnie do przekazywania go współrodakom moich obu matek, którym zawdzięczam życie.
Elżbieta Ficowska jako niemowlę została w czasie Zagłady ocalona z warszawskiego getta przez Irenę Sendlerową. Przez wiele lat była przewodniczącą Stowarzyszenia „Dzieci Holocaustu” w Polsce.
Ze wstępu do albumu Przywracanie pamięci Polakom ratującym Żydów w czasie Zagłady, Warszawa 2007.