Pamięć o Sprawiedliwych – Konstanty Gebert
Sprawiedliwy wyrośnie jak palma. Rozrośnie się jak cedr Libanu. Zasadzeni w domu Pańskim, wyrastają w dziedzińcach Boga naszego jeszcze w starości przynoszą owoc, są w pełni sił i świeżości - Psalm 92:13-15.
Talmud w znanym ustępie naucza, że kiedy Kain zabił Abla, to zabił nie tylko swego brata, ale także wszystkich jego nienarodzonych jeszcze potomków (TB Sanhedryn 4:5). „Ten, który zabija jedno życie, to jakby zniszczył cały świat”, a zarazem „ten, kto ratuje jedno życie to jakby uratował cały świat”. Ten talmudyczny cytat, przywołany w dyplomie nadawanym przez Yad Vashem Sprawiedliwym, należy traktować dosłownie: nie tylko ci Żydzi, którzy osobiście zostali uratowani przez Sprawiedliwych winni są im swoje życie, ale również wszyscy ich potomkowie.
Tysiące Żydów na całym świecie żyje dzisiaj, ponieważ pewnego dnia, dziesiątki lat temu, ktoś zdecydował się ryzykować życiem, aby uratować szczutego człowieka przed najbardziej bezwzględną machiną śmierci, jaką znał świat. I tak jak Hagada Pesachowa uczy, że wszyscy powinniśmy uważać, żeśmy sami osobiście stali na górze Synaj, gdy została nadana Tora, tak wszyscy potomkowie uratowanych przez Sprawiedliwych winni uważać, że sami stali pod ich drzwiami, czekając na decyzję, od której zależało życie lub śmierć. Bohaterstwo Sprawiedliwych było ograniczone w czasie, ale nasza wdzięczność nie może znać ograniczeń. Będzie ona trwała tak długo, jak będą istnieli Żydzi.
Gdy łańcuch Sprawiedliwych, na który składali się: znajomi w Warszawie, była pracownica w małej wiosce pod Jasłem oraz ich krewni i przyjaciele, ocalił pod niemiecką okupacją mojego dziadka ( jego dorosła córka była żołnierzem Wojska Polskiego w Rosji). Ani ona, ani też ja, jej potomek, ani moje dzieci nie zawdzięczamy naszego życia bezpośrednio tym bohaterom. Mimo to, ja także czuję się tak, jakbym stał wówczas przed tymi drzwiami. Ocalając mojego dziadka, nie tylko uratowali mu życie, ale również pozwolili jego potomkom zachować wiarę w to, że świat nie jest skończenie zły. Jeśli nie byłoby Sprawiedliwych, a jedynie broń – jak ta, którą dźwigała moja matka w okopach – stałaby między Żydami a śmiercią, niektórzy Żydzi na pewno by przeżyli, ale czy ten świat byłby wart tego, aby w nim żyć?
Nigdzie w okupowanej przez Niemców Europie nie było tak wielu Sprawiedliwych jak w Polsce, a musimy pamiętać, że ci, którzy zostali na podstawie bardzo wymagających kryteriów uznani przez Yad Vashem, to tylko część większej grupy, której pełnej liczby nie poznamy nigdy. Jest prawdą, że nie zawdzięczamy tego domniemanej wyższości moralnej Polaków nad wszystkimi innymi okupowanymi narodami, ale po prostu faktowi, że to tu, w Polsce, żyło najwięcej Żydów w Europie. Jeśli Polacy nie byliby największą grupą wśród ratujących byłoby to haniebne. Jednakże to stwierdzenie w żaden sposób nie może umniejszać uprawnionej dumy Polaków z powodu ich bohaterstwa. W każdej sytuacji decyzja aby ratować Żyda, często przedwojennego przyjaciela, ale w wielu przypadkach kogoś zupełnie obcego, mogła oznaczać karę śmierci nie tylko dla samych Sprawiedliwych (z których większość stanowiły kobiety), ale także dla rodziny osoby ratującej, jak również czasami sąsiadów.
Śmierć rzeczywiście była karą za pozostanie człowiekiem w obliczu nieludzkości. Wiemy o co najmniej 800 Polakach zamordowanych przez Niemców za zbrodnię pomagania Żydom. Podobnie jak w przypadku Sprawiedliwych w ogóle, rzeczywista liczba zamordowanych była na pewno dużo większa. Archiwa sądu niemieckiego w okupowanej Warszawie zawierają m.in. wyrok śmierci wydany w 1943 roku na starszą Polkę, Stanisławę Barbachowską, za „danie mleka i schronienia” żydowskiemu dziecku. Przytoczmy tutaj nazwiska sędziów: dr Leitsmann, przewodniczący oraz sędziowie Mohr, Knoll i Richter. Nie mniej niż czyny Sprawiedliwych, postępki podłych zasługują na wieczne upamiętnienie. Nie wymieniam nazwisk tych, którym mój dziadek zawdzięcza swoje życie. Bardzo często bowiem Sprawiedliwi unikają rozgłosu: oni naprawdę uważają, że ich czyny nie zasługują na szczególne uznanie, bo po prostu zrobili to, co należało. Wyczuwam jednak w tej postawie coś więcej niż tylko naiwność: Sprawiedliwi, w swojej determinacji, aby ratować życie, naiwni akurat być nie mogli. Wyczuwam raczej upartą wiarę w to, że ludzka przyzwoitość nie jest wyjątkiem, lecz regułą. Gdyby Sprawiedliwych uznać za wyjątek, wiara ta okazałaby się daremna. Dlatego woleli zrezygnować z uznania niż z nadziei.
Jednak ta szlachetność ducha nie jest jedynym powodem unikania rozgłosu. Pod niemiecką okupacją Sprawiedliwi musieli obawiać się swoich sąsiadów bardziej niż władz niemieckich. Ukrywający się Żyd był potencjalnie groźny dla wszystkich tych, którzy mieszkali w okolicy i Sprawiedliwi musieli często szukać schronienia dla ratowanego gdzie indziej, pod presją przerażonych sąsiadów. Byli też i ci, którzy uważali, że wymordowanie Żydów przez Niemców jest korzystne dla Polski, a więc nie należy ich ratować. Nie powinniśmy jednak pochopnie potępiać tych sąsiadów, którzy zawiedli tchórzostwa, a nie z podłości, tak jak nie powinniśmy pochopnie potępiać także tych, którzy z tej przyczyny odmawiali swojej pomocy tropionemu Żydowi. Podczas gdy człowiek może spodziewać się bohaterstwa, nikt nie ma moralnego prawa aby tego żądać. Mogę jedynie podziękować mojemu Stwórcy, że ja sam nigdy nie zostałem poddany takiemu sprawdzianowi.
To niestety nie zamyka jednak debaty, gdyż wielu Sprawiedliwych spotkało się w Polsce z wrogością, nawet po zakończeniu wojny. Kiedy tuż po wojnie „Tygodnik Powszechny” zaczął publikować informacje o bohaterstwie Polaków, którzy ratowali Żydów, wielu Sprawiedliwych wymienionych w artykułach z nazwiska dzwoniło ze skargą: ich sąsiedzi byli źli, mówili, że dla ratowania wstrętnych Żydów narażano ich bezpieczeństwo. Również dzisiaj wielu potomków Sprawiedliwych odmawia przyjęcia medalu Yad Vashem ze strachu przed złością sąsiadów lub przez złodziejami, których zwabić może nadzieja na żydowskie złoto.
Antonina Wyrzykowska, która w Jedwabnem uratowała siedmiu Żydów z masowego mordu dokonanego przez Polaków podczas niemieckiej okupacji, została po wojnie wypędzona ze swojego miasta za pomoc wrogowi; nie wróciłaby tam i dziś. Henryk Sławik, przedstawiciel Polski na Węgrzech w czasie wojny, który uratował tysiące polskich Żydów poprzez wydawanie im poświadczających wyznanie rzymsko-katolickie dokumentów tożsamości, zamęczony w niemieckim obozie, wciąż jeszcze nie ma swojej ulicy w rodzinnym Sosnowcu. Najbardziej oburzające jest jednak to, że Sejm w latach 90-tych kilkakrotnie odmawiał przyznania Sprawiedliwym praw kombatanckich-nadał im je stosunkowo niedawno.
Wydaje się, że jest i Polska, która uważa Sprawiedliwych za zdrajców, a nie bohaterów. Ta sama Polska wyolbrzymia liczbę Sprawiedliwych ponad wszelką miarę i powołuje się na nich za każdym razem, gdy pojawiają się oskarżenia o polski antysemityzm - jakby istniała taka moralna arytmetyka, w której bohaterowie równoważą łajdaków. Choć na szczęście roszczenia wrogów Sprawiedliwych
do reprezentowania Polski są równie bezpodstawne co obraźliwe twierdzenie, że to Sprawiedliwi są prawdziwym obliczem Polski także daje się podważyć. Każdy kraj ma swoich bohaterów i nikczemników, a wybierając tych, których czci, obiera sobie przedstawicieli. Ci w Polsce, którzy
oddają cześć Sprawiedliwym, odbierają ich wrogom prawo do mówienia w imieniu Polski - oni zaś usiłują zbić moralny kapitał na bohaterstwie ludzi, których skądinąd potępiają. Hipokryzja, jak znakomicie zauważył La Rochefoucauld, to hołd, jaki występek składa cnocie.
Dla mnie wybór jest prosty. Ha-Szem ocaliłby Sodomę, gdyby było tam dziesięciu sprawiedliwych. Więcej osób zaangażowanych było w ratowanie mojego dziadka, zaś okupowana Polska nie była Sodomą, ale krajem nieludzko ciemiężonym przez zło, którego wszak sobie nie wybrał. Nie będę bardziej wymagający od mojego Stwórcy. Choć jedynie Żydzi i Romowie byli przeznaczeni przez Niemców na zagładę, los Polaków był tylko trochę lepszy. Prześladowanym przez morderców Polakom można byłoby
wybaczyć, gdyby nie byli w stanie pomóc innym: takie działanie zmniejszało wszak szanse ich własnego przetrwania. Jednak nie w tym tkwi problem, co dobitnie pokazuje liczba polskich Sprawiedliwych. Chociaż nie wierzę, by można było wydać ostateczny osąd wobec tych, którzy w takich okolicznościach odmawiali Żydom pomocy, to przynajmniej tym, którzy ich zdradzali, odmawiam prawa do twierdzenia, że działali w imieniu Polski. Twierdzę za to, że to Sprawiedliwi działali tak w jej imieniu, jak i całej ludzkości. Chylę z pokorą głowę przed ich poświęceniem i mam ogromną wdzięczność dla tych, którzy - jak organizatorzy tej wystawy i wszystkich uroczystości upamiętniających Sprawiedliwych - przedstawiają ich bohaterstwo światu. Pamięć o Sprawiedliwych jest zaprawdę błogosławieństwem.
Ze wstępu do albumu Przywracanie pamięci Polakom ratującym Żydów w czasie Zagłady, Warszawa 2007.