Docinki
„Ja Żydów, ja ich bardzo lubię. (…) Ja ich uważam, że oni są narodem wybranym przez Boga samego (…) Jeszcze sprzed wojny nie miałam do nich żadnego nigdy, jak inne dzieci przezywały, to ja nie mogłam sobie... Bo przezywały. Ja jeszcze jak do drugiej klasy pamiętam „Bij Żyda batogiem – pamiętam – niech zdycha pod progiem.” Było tak coś takiego. I to mnie aż dreszcz przechodził, że jak można tak mówić”.
Przyjaźń
„Od mego ojca kupowali krowy, cielęta, wszystko, wszystko kupowali, co się w gospodarstwie wychowało. Także myśmy się z nimi przyjaźnili jeszcze daleko przed wojną. Oni byli z drugiej wioski, z Czelatyc”.
„Jak się już ukrywali, uciekli od tego, co ich tam wystrzelali w Czelatycach, we dworze, w dworskim ogrodzie byli pochowani w jednej mogile. Sami sobie ten grób kopali, to część z nich uciekło”.
„Ten Moszko, miał żonę z Siennowa, (…) no i żona została zastrzelona i dzieci też i on był, u nas się ukrywał tylko z siostrą”.
Przybysz
„I pewnego razu w jesieni już był taki dosyć mróz, siwo było na polu, bardzo zimno, pies całą noc ujadał i my z siostrą mieliśmy okno, że bardziej my słyszeli te szczekanie psa niż ojciec z matką. I nad ranem siostra poszła do pokoju, gdzie tato spał i mówi, że całą noc pies szczeka, że musi chyba się ktoś obcy kręcić koło domu. (…) W czterdziestym roku. Późną jesienią”.
„Tato wyszedł na podwórze i słyszymy, że rozmawia z kimś. A to właśnie oni pod werandą na takiej brzezinie się umieścili i siedzieli pod werandą(…). Moszko wyszedł pierwszy i tatę prosił, całował po rękach. Później z tej brzeziny wstała ta Bima. Tacy byli zmarznięci i tato nie chciał się zgodzić, ale ja z siostrą wyszłam i żal nam się zrobiło, że ta Blimka tak płacze. I myśmy ich znali. Uprosilimy tatę…”
Pomoc
„Specjalnie my ich nie przyjmowali, tylko z żalu, że tacy głodni, zmarznięci”.
„I później zaniesło się im śniadanie, coś ciepłego no i tak do wieczora. Wieczór mieli się zabrać, ale prosili żeby jeszcze jeden dzień chociaż. I tak zostali jeden dzień, później tydzień, a później prosili, że jakby nas Niemcy złapali, to będą się tłumaczyć u kogo, czy to był już chyba szantaż tak se myślę, bo w ten sposób się tłumaczyli: Panie Kądziołka, jak nas Niemcy złapią, jak nas będą bić i my musimy powiedzieć (…), że myśmy się tu schowali. I wtedy tato porobił kryjówki”.
Kryjówki
„Były trzy kryjówki zrobione. Pod stodołą, pod oborą i w domu. W domu, to dwie. Były dwie komory i były taka ściana zrobiona dodatkowa w środku, że ktoś otworzył drzwi do pierwszej komory, no to ściana, okno i tylu, do drugiej, a w środku była taka ściana zrobiona, że wchodziło się od strychu i na to miejsce w razie jakiegoś, jakby Niemcy byli we wsi, jakby ktoś dał znać, że Niemcy są, to oni prędko do tej kryjówki”.
„Tam się nasuwało skrzynię ze zbożem, dosypywało się jeszcze, żeby więcej zanim, jakby chcieli robić rewizję i poszukiwać, jakby ktoś doniósł, bo to można było się spodziewać wszystkiego w tych czasach. Chociaż ludzie byli bardzo solidarni. Niektórzy nawet później się przyznawali, że wiedzieli o tym, że my przechowujemy Żydów, ale i tak nie donieśli”.
Sąsiedzi
„Wiedzieli, sąsiad najbliższy Makara dokładnie wiedział, nawet dawał znać, jakby coś się działo, to też, że ktoś tam ma przyjść albo coś takiego. I dokładnie wiedzieli z Czelatyc, kilka osób, z którymi się tam ci Żydzi przyjaźnili”.
Dziecko
„Później jeszcze doszedł ten Żyd, narzeczony Blimki z Węgierki. (…) Myśmy o tym nawet nie wiedzieli. (…) Mama się wciąż z tatą kłóciła, że poprzez tych, żeś przyjął tych z Czelatyc, to jeszcze się trzeci włóczęga przyszedł (…) Bo przyszedł i przyniósł sobie troszkę we woreczku kaszy jaglanej. Tylko tyle miał majątku ten, ten z Węgierki. (…) No i tak już został do końca”.
„I urodziło się nam, urodziła się tej Blimce dziewczynka, córka. (…) W czterdziestym trzecim. Tak w sierpniu gdzieś to było (…) Ona jak rodziła, to krzyczała mocno, piszczała. Straszne rzeczy, tak strasznie ciężki poród miała, a nie można było wezwać żadnej pomocy”.
„To po prostu wialnia do zboża tak bardzo, jak się obracało, taki stukot ogromy robiła, (…) a ja obracałam (…) żeby zagłuszyć te piski, krzyki. (…) Mama odebrała te dziewczynkę, (…) dwa dni tylko żyła i umarła”.
Ukrywanie
„Dla Żydów, to tylko siostra. Gotowała i placki piekła na prozie. I pierogi robiła, a musiało być mielone w żarnach. Żarna były w tej kryjówce (…) i tak w ukryciu tam się mełło, żeby nikt nie słyszał. (…) To im dawałam do stodoły zanosiła pół pieroga takiego, jak upiekła i resztę dla nas pół pieroga zostawało. No przecież musieli coś zjeść”.
„Nie mogli wychodzić z ukrycia. Czasem pomogli tam w tej kryjówce zemleć na żarnach coś, ten Moszko z Blimką. (…) Zima, (…) to my tyle odetchnęli, że wiedzieliśmy, że do nas już gestapo nie dojedzie, bo tak były zasypane drogi śniegiem, że nie dotarło gestapo. I żeby ktoś ze sąsiadów nie przyszedł, to musiał Edzio i brat mój Zbigniew (…) na sankach jeździli, po tych zaspach z takiej góreczki. I pilnowali, czy ktoś nie nadejdzie. No i pies dużo nam dawał znać, jak ktoś obcy nadchodził, to zaszczekał, to myśmy zara obserwowali skąd kto nadchodzi”.
Krawiec
„Potem jeszcze się ten z Roźwienicy dołączył, ale on już nic nie miał wspólnego z tymi z Czelatyc i z Węgierki, (…) On był gdzieś do podziemia się zapisał. Czyli tak jakby partyzant. (…) Taki pseudonim miał Czurczil i imienia i nazwiska nie pamiętam”.
„Sam jeden został jak palec. Całe rodzinę mu zastrzelili. Wieźli je do Pełkiń. I on wyskoczył z pociągu”.
„Szył wszystkim, bo i miał maszynę tam u nas w pokoju postawione. A jak ktoś obcy, z rodziny, z sąsiadów przychodził, nawet i dzieci, to przestawał szyć, prędko zarzucał coś na maszynę i chował się (…) za te szafę. A tam mu się nudziło (…) i tam se pisał rozmaite rzeczy. I jak te szafę ja na wiano dostałam do Czelatyc, to mój mąż mówi: kto tam miał czas całe szafę spisać z tył? Rozmaite tam takie wypisane piosenki”.
Koniczyna
„(…) jeszcze Icek, jeden. (…) Błąkał się tak po ludziach i tak pewnego razu ukrył się u nas w stodole, w koniczynie. Siostra poszła do stodoły i widłami koniczynę do takiej dużej opałki strącała i krowom do obory miała zanieść, a trafiła w buta i ten wtedy wystawił (…). Sczerniały tak, siostra aż płakała, jak go zobaczyła. I tak ją prosił, żeby mu wyniesła coś zjeść ciepłego”.
„Akurat były wtedy pierogi, to musiała tak uważać, żeby mama nie widziała, ta druga mama. I wzięła (…) A potem „Kto pierogi zjadł? Przecież tu były jeszcze pierogi? Kto zjadł pierogi?” A siostra nie wiedziała, co ma powiedzieć. „Nie wiem, nie wiem”, tak się tłumaczyła, „nie wiem”. A to ona je Ickowi zaniesła do stodoły coś ciepłego. (…)Umarł biedny (…) Z zimna i z głodu umarł”.
Rosjanie
„Jak Sowieci wkroczyli, to odeszli. (…) Tato mój tak nie chciał, żeby to tak się bardzo prędko rozniosło, to jeszcze mówił im: „Tylko nie przychodźcie tu na razie i nie mówicie u kogoście się ukrywali”. Ale to prawda to tak jak oliwa na wierzch wypływa. I ta Grzeszczakowa spotkała i się całowała z tą Blimką i witała ich, jak ich spotkała, tam z Czelatyc taka jedna. I po prostu... „U Kądziołki się... Prawda że u Kądziołki?” – „U Kądziołki.” O i już się rozniosło”.
„Poszli do Czelatyc, bo tam mieli też zaufanych sąsiadów, u których przechowali sobie trochę odzieży i pościel. I z Czelatyc wyjechali do Jarosławia (…) I za jakiś czas wyjechali do Krakowa. (…) Później chcieli wyjechać do Izraela i po prostu trzeba im było dolarów. I ten Majer Blau z Węgierki, tej Blimki narzeczony, zaczął gdzieś handlować jakimś sposobem, że jeździł, chciał zdobyć te dolary i jeździł do Monachium do Niemiec. I tam został zastrzelony”.
„A oni zdobyli skądś jakąś taką ilość pieniędzy Blimka z Moszkiem, czyli brat ze siostrą. I wyjechali z Krakowa do Izraela”.
Listy
„Zdobyłam jeszcze więcej adresów, ale i tak na żaden adres nikt nie odpisał, bo nie znali synowie Moszka, nie znali polskiego i nic z tego nie wyszło. Nie dołożyli starań, bo mogli byli tam gdzieś jakoś się postarać, przecież dosyć jest takich ludzi w Izraelu, którzy znają polski, co wyjechali stąd, ale się nie starali”.