Małżeństwo Postków prowadziło gospodarstwo rolne na obrzeżach Stoczka Węgrowskiego na Mazowszu. Mieli ośmioro dzieci. Dokładnie nie wiadomo, kiedy pierwsi Żydzi zwrócili się do nich o pomoc. W lecie 1942 r. były to trzy osoby z getta warszawskiego – znajomi ojca. Potem, w sierpniu 1942 r., pan Hajkiel, stoczkowianin, i jeszcze dwie osoby, które uciekły przed deportacją do Treblinki, leżącej zaledwie kilkanaście kilometrów od Stoczka. Znaleźli u Postków schronienie. Po nich było jeszcze troje innych. Na koniec przyszli bracia Majorkowie z siostrą i jej dzieckiem. To było już w sierpniu 1943 r. – po buncie więźniów w obozie w Treblince.
Nie wiadomo o Żydach wiele, gdyż rodzice nie wtajemniczali dzieci w ukrywanie i nie pozwalali im wchodzić do kryjówek. We wrześniu 1943 r. ktoś Postków wydał. O świcie 5 września 1943 r. dom otoczyli niemieccy żołnierze. Wiedzieli, czego szukają. W piwnicy na podwórzu znaleźli kilkanaście osób, z których kilka zastrzelili na miejscu, a resztę w pobliskim lesie.
Część dzieci Postków wymknęła się, ale Stanisława i dwóch synów zabrano na posterunek. Na podwórku została Julianna. Niemcy o niej nie zapomnieli. Gdy wrócili, trzymali w rękach kije. Zatłukli ją „za pieczenie chleba Żydom”. Jej zmasakrowane ciało pogrzebał nazajutrz sąsiad Postków.
Stanisław nie wrócił już do domu. Wywieziony do obozu Auschwitz, zginął w ciągu kilku miesięcy. Synów, Wacława i Henryka, Niemcy co prawda zwolnili, ale w czerwcu 1944 r. znów aresztowali.
Wszelki ślad po nich zaginął.