„Jest kwiecień 1943 roku – napisała w autobiograficznej książce pt. “Szczęściara”. – Getto pali się. Powstanie... leżymy na spadzistym dachu. Kilka osób... Widzimy kamienicę naprzeciwko. Na jednym z żelaznych balkonów... pojawiają się starszy mężczyzna, młodsza kobieta i dwójka dzieci. Ten starszy kładzie każdemu ręce na głowie, a potem chwyta jedno z dzieci i rzuca przez balkon. Leżymy i patrzymy. Bezradność. Drugie dziecko leci w dół. Reszta rodziny skacze sama”.
Od pierwszych dni okupacji działała w podziemiu. Była łączniczką, nosiła konspiracyjną prasę i sprzęt do powielania, przeprowadzała do punktów kontaktowych ludzi przerzucanych przez granicę, prowadziła nasłuch radiowy i ratowała Żydów. Była jedną z osób, które “wystawiały na słońce” żydowskie dzieci o szarych twarzach wyciągnięte z ciemnych zakamarków. Przewoziła je do kolejnych kryjówek. Podrzucała jedzenie. I uczyła, jak nie pokazywać Niemcom i szmalcownikom, że jest się Żydem.
“Uczyłam więc Żydów różańca i znaku krzyża. Z tym krzyżem to był zawsze problem. Bo Żydzi, czy to starsi czy to młodzi, zawsze robili to z nabożeństwem, powoli, zamykając oczy... Boże! Kto to widział? Każdy Niemiec przecież od razu pozna, że to Żyd. No to ja tłumaczyłam: machać ręką szybko, bez dotykania. Szast-prast”.
Po upadku Powstania Warszawskiego przeszła przez sześć obozów. Wyjechała do Anglii, później do Kanady. W 1974 roku wróciła do Polski. Zajęła się dziećmi autystycznymi w ośrodku terapeutycznym w Warszawie.
“Wiem, że warto przeżyć życie, jeśli pomoże się choć jednej rodzinie, jednemu dziecku – napisała. – Ja miałam to szczęście”.